Samodzielne prace rodziców autorstwa dzieci. To plaga, nauczyciele "zawsze wiedzą"

Nauczyciele od lat proszą rodziców, by pozwalali dzieciom samodzielnie odrabiać zadania domowe i robić prace konkursowe. Większość jednak tak bardzo chce pomóc swoim pociechom, że... robi wszystko za nie.

Zazwyczaj prace plastyczne są robione w szkole. Wiadomo jednak, szczególnie w przypadku małych dzieci, że mogą nie zdążyć, dokończyć swojego "dzieła". W takich przypadkach normalne wydaje się to, że pani pozwala zabrać pracę do domu i tam dokończyć. Tyle że... następnego dnia dostaje coś zupełnie innego, co z pewnością nie było robione małymi rączkami. Dzieci przynoszą prace swoich rodziców, którzy często wychodzą z założenia, że zrobią ją lepiej, szybciej i bez zbędnego bałaganu.

Zobacz wideo Czy w polskiej szkole muszą być oceny? "Można w inny sposób ocenić ucznia niż liczbą"
Jako nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej tak planowałam czas, aby dzieci zdążyły zapoznać się z tematem pracy, przemyśleniami i techniką jej wykonania. W każdym dziecku dostrzegałam jego potencjał twórczy i pozwalałam na samodzielną interpretację tematu pracy, a nie narzucałam sposób wykonania i dobór kolorów.

- mówi nasza czytelniczka, która przez wiele lat pracowała z dziećmi. Nauczycielka nie rozumie, dlaczego rodzice zabijają twórczość swoich pociech. Przecież zajęcia w szkole są po to, by miały okazję się rozwijać i czegoś nauczyć, a nie po to, by uczyły się, że rodzice wszystko zrobią za nie. Nauczyciel ma świadomość, że "celem aktywności plastycznej dzieci jest niezrobienie dzieła malarskiego, ale wykonanie swojej twórczej pracy".

Zdarzało się jednak, że uczeń nie zdążył wykonać pracy w szkole i wyjątkowo zabierał ją do domu, żeby skończyć. Wtedy często rodzice robili ją za dziecko i narzucali swoje pomysły. Od razu poznałam, że rysunek był wykonany przez osobę dorosłą.

- opowiada nauczycielka. I jak ma ją w takim przypadku ocenić? Rodzice nawet nie są świadomi, że robią mnóstwo krzywdy, nie tylko swojemu dziecku, które uważa, że samo fajnej pracy zrobić nie umie, ale i tym dzieciom, których samodzielnie wykonane prace wyglądają gorzej.

Rodzic oczywiście chce dobrze, wierzy, że jak sam zrobi pracę, to będzie ładnie się prezentowała na tle innych, dziecko dostanie dobrą ocenę i pochwałę. Sami tak naprawdę od małego uczymy w ten sposób dzieci kombinowania i kłamania. Bo przecież żaden uczeń nie przyjdzie do pani i nie powie "dzień dobry przyniosłem pracę mojej mamy".

Jak ocenić pracę konkursową zrobioną przez rodziców?

Taki sam problem pojawia się przy konkursach. Bo jak nauczyciel ma ocenić np. koślawego konia z dodatkową parą oczu i trzema nogami (który tego konia nawet nie przypomina) zrobionego przez dziecko, z pięknym ogierem wykonanym przez rodzica? Albo człowieka, który bardziej przypomina kasztanowego ludzika (dwa koła i kilka kresek jako nogi), z idealnie narysowaną postacią?

Prace plastycznePrace plastyczne Archiwum prywatne

Rodzice nagminnie ingerowali w ich robienie lub dla „świętego spokoju" robili je za dziecko. Nauczyciel ma wtedy nie lada problem, czy przyjąć taką pracę na konkurs. Od razu widać, że dziecko nie wykonało jej samodzielnie.

- żali się nauczycielka, która ma w takim przypadku nie lada problem.

I chociaż w pełni zgadzam się z nauczycielką, że rodzice nie powinni robić plac plastycznych za swoje pociechy, ani odrabiać za nie lekcji, to trzeba szczerze przyznać, że prawie każdemu się to chyba zdążyło, "bo tak jest szybciej", "bo dziecko nabrudzi", "bo inne dzieci i tak przyniosą prace zrobione przez rodziców". Jak więc sobie poradzić z tym problemem?

Najlepszym wyjściem z takich sytuacji jest umowa nauczyciela z rodzicami na pierwszym zebraniu we wrześniu. Osobiście zapowiadałam, że w ciągu roku szkolnego będą organizowane konkursy plastyczne. Mówiłam, że dzieci są bardzo twórcze i kreatywne, mają inne spojrzenie i wyczucie tematu. Prosiłam, żeby rodzice nie ograniczali dzieci i nie wykonywali za nie prac, gdyż ich nie przyjmę.

- opowiada nasza czytelniczka. Co ciekawe, przyznaje, że rodzice sami prosili wielokrotnie, by jednak mogli, chociaż minimalnie pomóc dziecku. I oczywiście taka "minimalna pomoc" rodzica wchodzi w grę, jednak sami dobrze wiemy, że często była znacznie więcej niż "minimalna".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.