Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Zwolnienia z lekcji od wielu lat są przedmiotem nieustających debat pomiędzy rodzicami, nauczycielami i uczniami. Szczególnie jest to kość niezgody w momencie ukończenia przez uczniów osiemnastego roku życia. Twierdzą oni, że są już pełnoletni, dlatego samodzielnie mogą usprawiedliwiać swoje nieobecności. Z kolei nauczyciele uważają, że uczniowie nie mogą tego robić i z tego powodu nie przyjmują samodzielnie sporządzonych i podpisanych usprawiedliwień czy zwolnień. I tak koło się zamyka.
Rodzice piszą dzieciom coraz więcej zwolnień. Kiedyś traktowano to jako ostateczność, a dziś uczniowie przynoszą je po kilkanaście razy w miesiącu. Okazuje się, że rodzice nie potrafią ich nawet dobrze wypisywać, bo często brakuje podstawowych informacji, a to, co dzieci przekazują nauczycielom, to skrawki papieru wyrwane z zeszytu.
Pewien nauczyciel pracuje w szkole od ponad 30 lat. Swój zawód traktuje jako pasję i stara się z zaangażowaniem przygotowywać do każdej lekcji. Tego samego oczekuje od swoich uczniów. Historyk w rozmowie z eDziecko.pl przytacza pewną sytuację, która sprawia, że zwyczajnie opadają mu ręce. Mówi o narastającym zjawisku przynoszenia przez dzieci zwolnień z ostatnich lekcji.
Jestem nauczycielem wychowania fizycznego, a także historii i wiedzy o społeczeństwie. Dostaję po kilkanaście zwolnień dziennie. Kiedyś było tego zdecydowanie mniej. Zdaję sobie sprawę z tego, że czasami dziecko musi wyjść wcześniej ze szkoły lub nie może ćwiczyć na wf-ie z powodu kontuzji, ale coraz częściej zdarza się tak, że to lenistwo. Rodzice bez krępacji piszą zwolnienia i idą dzieciom na rękę
- zauważył nauczyciel. Okazuje się, że gdyby tego było mało, to rodzice nie znają zasad wypisywania zwolnień. Często nie piszą miejscowości, daty i nie podają przyczyny nieobecności dziecka. Każdy opiekun powinien dodać także następującą formułkę:
Równocześnie biorę pełną odpowiedzialność prawną za drogę powrotną i czas mojego dziecka spędzony po zwolnieniu ze szkoły.
Niestety, rodzice tego nie robią, a jeśli dziecku stałaby się krzywda, to wówczas nauczyciel ciągany jest po sądach i może zdarzyć się tak, że będzie pociągnięty do odpowiedzialności karnej.
Rodzice nie wiedzą, że krzywdzą własne dzieci. Stronię od zwolnień. Szkoła to obowiązek każdego dziecka. Jak dorośli chodzą do pracy, tak dzieci muszą się uczyć. Absurd goni absurd
- dodał.
Okazuje się, że problemy ze zwolnieniami to w szkołach to chleb powszedni. Inna nauczycielka, która uczy w warszawskiej szkole podstawowej, tłumaczy, że w jej placówce powstał specjalny dokument, który reguluje kwestie zwolnień. Oprócz samej kartki przyniesionej nauczycielowi, rodzic zobowiązany jest do wpisania zwolnienia w dzienniczku.
Wygryzione i wymemłane kartki to standard. W naszej szkole powstał swoisty protokół zwolnienia dziecka z zajęć. Uczeń musi mieć zwolnienie w dwóch miejscach. W dzienniczku i na kartce. To od uprzejmości rodzica zależy, czy podaje powód zwolnienia, nie ma odgórnych wytycznych. Karteczkę dziecko musi podbić w sekretariacie. Woźna otwiera uczniowi drzwi, jeśli zwolnienie ma pieczątkę
- mówi nauczycielka i dodaje, że choć z pozoru jest to skomplikowany sposób zwalniania z zajęć, to powstał w wyniku wieloletnich doświadczeń. Rodzice na niego nie narzekają, a nauczyciele mają wszystko pod kontrolą.
Nie ma jednolitych przepisów, które o tym mówią. Każda szkoła sama reguluje tę kwestię i informuje rodziców, w jakiej formie powinno zostać dostarczone usprawiedliwienie oraz w jakim terminie musi ono wpłynąć do wychowawcy.
Zwolnienie powinno zawierać kilka niezbędnych elementów. Musi pojawić się w nim miejsce, data, podpis rodzica, a także powody, dla których dziecko opuszcza zajęcia. Niektóre szkoły udostępniają szablon rodzicom, aby wszystkie zwolnienia wyglądały podobnie. Nie jest to jednak konieczne. Usprawiedliwienie można przygotować samodzielnie.