Matka odmówiła zabrania dziecka z ospą z przedszkola, "bo miała spotkanie". To nie koniec absurdów

Bezczelność niektórych rodziców nie ma granic. Bo jak można ocenić matkę, która uważa, że nic się nie stanie jak przyjedzie za godzinę, czy dwie po bardzo chore dziecko do przedszkola.

Większość rodziców zna to uczucie, gdy na ekranie telefonu wyświetla się numer przedszkola, do którego chodzi dziecko. Nie ma co się oszukiwać, raczej pani nie dzwoni, żeby pogadać o pogodzie, albo poopowiadać o tym, co nasz potomek robi czy robił na zajęciach. Taki telefon zazwyczaj nie zwiastuje niczego dobrego. Z reguły oznacza, że dziecko jest chore, albo się źle czuje i trzeba je zabrać. A więc rodzic zrywa się z pracy, zostawia wszystko, jedzie zabrać swoją pociechę, zobaczyć, co się dzieje. Okazuje się, że nie zawsze tak jest.

Zobacz wideo Kim chcą zostać w przyszłości przedszkolaki? Dzieci o swoich marzeniach
Pewnego dnia jedna z mam przyprowadziła swojego synka, który już rano nie wyglądał na zdrowego. Miał podkrążone oczy, widać było, że kiepsko się czuje. Mama jednak stwierdziła, że pewnie się nie wyspał i że wszystko jest w porządku. Zostawiła go i poszła

- opowiada nasza czytelniczka, która pracuje w przedszkolu. Kobieta przyznaje, że z innymi pracownicami placówki od rana obserwowały chłopca, bo przeczuwały, że jednak nie jest zdrowy i choroba może się rozwinąć. Nie myliły się.

Około południa chłopiec powiedział, że wszystko go boli, swędzą go plecy i zaczął płakać, że chce do mamy. Gdy podniosłyśmy bluzeczkę, zobaczyłyśmy krosty. Dziecko bez wątpienia miało ospę! Chcę wierzyć, że jego mama o tym nie wiedziała, ale szczerze mam wątpliwości

- opowiada czytelniczka. Przedszkolanki niezwłocznie zadzwoniły do mamy chłopca, by jak najszybciej przyjechała do dziecka. Starały się też go odizolować od pozostałych przedszkolaków, ponieważ wiadomo, że ospa jest bardzo zaraźliwa.

Mama chłopca była bardzo niezadowolona z naszego telefonu, nie to jednak było najgorsze. Powiedziała, że ma ważne zebranie i skoro jest od rana to i tak dzieci, które miały się zarazić, to już się zaraziły. Nic więc się nie stanie, jak chłopiec zostanie jeszcze na godzinę czy dwie

Dziecko płacze w przedszkoluDziecko płacze w przedszkolu Shutterstock, autor: Alexandra Morosanu

- relacjonuje oburzona nauczycielka z przedszkola. Przyznaje, że przez kilka lat pracy nigdy nie zdarzyło się jej coś takiego. Zaczęła spierać się z mamą, że jej obowiązkiem jest przyjechać i zabrać chore dziecko jak najszybciej, a nie za dwie godziny. Poza tym, że konieczna jest bez wątpienia wizyta u lekarza, bo przecież z ospą naprawdę nie ma żartów.

Do kobiety kompletnie nic nie docierało, coś mi burknęła w słuchawce o nadgorliwej babie (to chyba o mnie) i się rozłączyła. Na szczęście za niespełna pół godziny przyjechał ojciec chłopca. Powiedziałam mu o zasadach, jakie panują w przedszkolu i o zachowaniu jego żony, które uważam za karygodne. Było widać, że jest zmieszany całą sytuacją, przeprosił i zabrał syna.

Trudo jest sobie wyobrazić, co musi czuć mały chłopiec, który bardzo źle się czuje. Przecież wiadomo, że wówczas jedynym ukojeniem dla dziecka jest przytulenie się do mamy czy taty. Jak więc można stwierdzić, że "nic mu się nie stanie, jak zostanie jeszcze godzinę, czy dwie?". Wiadomo, że w życiu są różne sytuacje, nie zawsze rodzic ma możliwość, by natychmiast wyjść z pracy i przyjechać po dziecko. Zachowanie mamy pozostawia jednak wiele do życzenia. Miejmy na dzieje, że chociaż ojciec dziecka ma więcej empatii w stosunku do swojego dziecka, które powinno być dla niego i żony przecież najważniejsze.

Więcej o:
Copyright © Agora SA