"Byłam grubym dzieckiem. Czułam się brzydka i wierzyłam, że muszę nadrabiać charakterem"

"To duża nadwaga. Co jadasz na śniadania, obiady i kolacje?" - zapytała pielęgniarka w obecności innych koleżanek. Stałam wówczas na wadze podczas szkolnego bilansu w samym majtkach i koszulce, czując, jakby serce miało zaraz wyskoczyć mi z piersi. Myślałam tylko o tym, czy inni zobaczą, ile ważę i czy ta liczba wzbudzi sensację. Miałam dziesięć lat i marzyłam, by na chwilę zniknąć.

Bycie grubym dzieckiem w polskiej szkole można porównać do przejażdżki rollercoasterem. Nigdy nie wiadomo, kiedy zaskoczy nas ostry zakręt lub kiedy wagonik zacznie nagle zjeżdżać w dół. Tak właśnie wyglądała moja droga do szkoły. Nie wiedziałam, za którym rogiem kryją się oprawcy i kiedy ktoś wykrzyczy mi w twarz, że jestem brzydka czy bezwartościowa. Czasami zdarzało się to "tylko" raz w tygodniu. Bywały jednak okresy, że takie sytuacje powtarzały się codziennie.

Zobacz wideo Co zrobić w przypadku oparzenia u dziecka?

Rzeczywistość grubego dziecka w szkole

Zauważyłam, że osobom z nadwagą zawsze dopisuje się historie. Wielokrotnie pytano mnie, dlaczego w czwartej klasie podstawówki ważyłam 75 kg. Szczerze? Nie jestem pewna. Może dlatego, że lubiłam czekoladę bardziej od biegania za piłką. Z drugiej strony, nie pamiętam, żebym opychała się słodyczami. Na pewno przegrałam los na loterii genetycznej, bo koleżanki, które jadły więcej, były szczupłe. Czułam się poszkodowana? Owszem, ale wszyscy wokół potęgowali też moje poczucie winy.

To duża nadwaga. Co jadasz na śniadania, obiady i kolacje?

- zapytała pielęgniarka w obecności innych koleżanek.

Stałam wówczas na wadze podczas szkolnego bilansu w samym majtkach i koszulce, czując, jakby serce miało zaraz wyskoczyć mi z piersi. Myślałam tylko o tym, czy inni zobaczą, ile ważę i czy ta liczba wzbudzi sensację. Miałam dziesięć lat, gdy szkolna pielęgniarka próbowała ułożyć mi jadłospis, zakazywała jeść makaronów i ziemniaków. Kiwałam głową, byleby tylko szybko stamtąd wyjść. Moje rówieśniczki słyszały jej zalecenia. Pamiętam, jak na świetlicy szkolnej nauczycielka zabroniła mi jeść pączka. Zakaz padł w obecności innych dzieci, a obowiązywał tylko mnie. Te osoby myślały, że "świetne rady" mnie odchudzą, a były poniżające. Odbierałam je jako sygnały. Znaki, które mówiły innym dzieciom, że jestem w jakiś sposób gorsza.

Dzieci patrzyły na mnie krzywo zwykle przy pierwszym spotkaniu. Miałam poczucie, że jestem brzydka, więc muszę nadrobić osobowością. Starałam się być miła, pomocna, towarzyska i prędzej czy później to owocowało. Miałam znajomych, na których mogłam polegać. Świadomość "minusa" na starcie budziła we mnie jednak poczucie niesprawiedliwości. O grubszych osobach myślano, że są niezdarne, leniwe, łakome. Nie chciałam tłumaczyć każdej osobie, że taka nie jestem. Najbardziej bałam się jednak nieznajomych. Oni bywali okrutni.

Zdarzyło się, że na korytarzu szkolnym chłopcy z sąsiedniej klasy strzelali do mnie z pistoletu na kulki. Byłam przecież dużym, zabawnym celem. Bywało, że nie znając mojego imienia, czekali pod szkołą, aby wyzwać mnie od świń, tłuściochów, pasztetów i innych podobnych określeń, które podsuwała im wyobraźnia. Moi rodzice niejednokrotnie próbowali interweniować. Czasem nauczyciele zwracali uwagę moim oprawcom. Często udawali jednak, że nie widzą problemu. Ja nie chciałam regularnie się skarżyć, bo "skarżypyta" byłaby dodatkową przyczepioną łatką.

Dziś jestem dorosłą kobietą, ważę 20 kg mniej i wiem, że odchudzanie jest trudne. Wymaga dyscypliny i wysiłku od osoby dorosłej, więc zastanawia mnie, dlaczego wymagano go od dziecka? Dlaczego pielęgnowano we mnie poczucie gorszości? Dlaczego pozwalano dzieciom myśleć, że wartość danego człowieka zależy od jego wyglądu? Dlaczego musiałam bać się drogi do szkoły? Zdrowe ciało idzie w parze ze zdrową psychiką, a życie w ciągłym stresie i strachu przed upokorzeniami nie jest i nie będzie dobre dla dziecka. Często myślę o tym, jak wiele dzieci przeszło i przechodzi przez podobne piekiełko. U mnie kilogramy zniknęły, ale wspomnienia zostały.

Więcej o: