Ciężko jest zrozumieć nagonkę na in vitro, która medialnie przybrała na sile szczególnie w ostatnich latach. Podczas ogólnej debaty przeciwników i zwolenników niestety często zapomina się o samych zainteresowanych, czyli ludziach, którzy marzą, by zostać mamą i tatą, a także o dzieciach, które urodziły się dzięki tej metodzie zapłodnienia.
Na portalu gosc.pl pojawił się artykuł, w którym przedstawiciele Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy głoszą poglądy, które wielokrotnie były obalane przez wybitnych naukowców z całego świata. Krytykują in vitro i porównują je do "gwałtu na naturze".
Choć zespoły pracujące w klinikach starają się stwarzać warunki bardzo zbliżone do naturalnych, to jednak sam proces zapłodnienia odbywa się na szkle, na szalkach laboratoryjnych, w inkubatorze
- zarzuca metodzie in vitro dr nauk medycznych Elżbieta Kortyczko, prezes Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich.
Kobieta uważa też, że in vitro to nie wsparcie w leczeniu bezpłodności, a "gwałt na naturze" i "łamanie naturalnych barier". Jest odwrotnie - dzięki temu kobieta ma możliwość doświadczenia bycia w ciąży, porodu i bycia biologiczną matką dziecka.
Prezes Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich w rozmowie z gosc.pl twierdzi również, że dzieci z in vitro są narażone na liczne choroby, wcześniactwo i śmierć okołoporodową. Niedawno podobne teorie głosiła "Naszemu Dziennikowi" Maria Kurowska z partii Zbigniewa Ziobry. Do tych zarzutów odniósł się wówczas prof. dr hab. n. med. Rafał Kurzawy, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii:
To brednie. (...) Mamy wiele badań i opracowań: amerykańskich, europejskich, a nawet polskich. Przyczyny występowania — nielicznych dodam — wad wrodzonych u potomstwa nie mają związku z zastosowanym leczeniem (tj. in vitro), lecz z przyczynami niepłodności występującymi u rodziców (...) To choroba pierwotna rodziców może powodować chorobę u dzieci, nie sposób jej leczenia. Kliniki bardzo dobrze rozumieją dramat rodziny, dlatego niejednokrotnie oferują (darmowe nawet) spotkania z psychologiem. Śmiem twierdzić, że naprotechnologia przysporzyła więcej łez... łez rozczarowania"
- wyjaśniał profesor, o czym można było przeczytać na portalu gazeta.pl.
Kolejnym zarzutem Kortyczko jest to, że metoda in vitro ma być "uprzedmiotowieniem człowieka":
To jest uprzedmiotowienie człowieka, a człowiek jest podmiotem. Każdy człowiek ma godność wrodzoną: od momentu poczęcia. Życie zaczyna się w momencie połączenia materiału genetycznego ojca i matki. Wpisane jest w żywą materię
— mówi.
I chociaż, jak zapewnia, współczuje rodzicom, którzy nie mogą mieć dzieci, jej zdaniem "nie tędy droga".
Jednak cel nie może uświęcać środków. Czy my możemy produkować człowieka? Bo na tym polega technika in vitro – na doprowadzeniu do połączenia komórki jajowej i plemnika na szkle, żeby w tych zespolonych gametach doszło do fuzji materiału genetycznego i żeby powstał nowy człowiek.
Słuszność swoich argumentów próbuje poprzeć, przytaczając słowa Jana Pawła II, który miał mówić, że z całą procedurą in vitro wiąże się wielka niesprawiedliwość, ponieważ miliony istot ludzkich jest wówczas zamrożonych w temperaturze ciekłego azotu. Zwróćmy jednak uwagę na to, że papież od wielu lat nie żyje, a wiedzy o in vitro dziś z tą sprzed lat nawet nie ma co porównywać.
Bardzo współczujemy tym małżeństwom, które nie mogą się doczekać potomstwa, ale nie tędy droga. Czy my możemy stawiać się w miejscu Boga?"
– pyta Kortyczko.
Z powodu takich poglądów wiele par, które nie mogą mieć dzieci, obawia się metody in vitro oraz reakcji innych, jeśli się o niej dowiedzą. Nie chcą, by ktoś mówił, ze "mają dziecko z próbówki". Przez taki strach i rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji, niektórzy nawet rezygnują z marzeń o posiadaniu potomstwa. A tak być nie powinno.
Jaką metodę proponuje więc Kortyczko? Jej zdaniem nadzieja jest w naprotechnologii, która opiera się na naturalnych metodach planowania rodziny, poprzez obserwację i ustalenia rytmu płodności kobiety. Szkoda jednak, że w przeciwieństwie do in vitro, ta metoda tak często zawodzi, przez co wiele osób nie ma szans na to, by zostać biologicznymi rodzicami.