Lekarka wygoniła tatę z synem z przychodni. "Nie wiedziałem, gdzie popełniłem błąd"

- Moje dziecko narzekało na samopoczucie, marudziło i nie czuło się dobrze. Do tego doszedł katar, a to pierwsze oznaki choroby. Nie puściłem go do przedszkola i poszedłem z nim do pediatry. Jakie było moje zdziwienie, kiedy lekarka kazała nam uciekać. Nie wiedziałem, gdzie popełniłem błąd - opowiada w rozmowie z eDziecko.pl ojciec 5-letniego Janka.

Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>

Sezon chorobowy w pełni. Chorują niemal wszyscy. Przychodnie mają pełne obłożenie, a infolinie pękają w szwach. Lekarze najczęściej diagnozują grypę sezonową, COVID-19, przeziębienie i wirus RSV, który jest szczególnie groźny dla dzieci. Patogen do domu przynosi dziecko z przedszkola, żłobka lub ze szkoły. Dzieci w przedszkolu bawią się wspólnymi zabawkami, następnie pocierają oczy, dotykają nosa lub dotykają innych dzieci. To najprostsza metoda przeniesienia wirusa z jednego dziecka na drugie. 

W wielu przedszkolach personel nie jest w stanie opiekować się chorym dzieckiem indywidualnie z powodu ograniczonej przestrzeni lub personelu. Rodzice zostawią więc pociechy w domu i starają się zwalczyć wirusa. Najczęściej szukają pomocy u pediatrów. Jeden z ojców opowiedział historię, która ostatnio wydarzyła się podczas wizyty u lekarza rodzinnego. 

Zobacz wideo niEJak wybrać pediatrę dla noworodka?

Lekarka wyprosiła go z gabinetu. "Nie wiedziałem, gdzie popełniłem błąd"

Kiedy rodzice zauważają pierwsze oznaki choroby u dzieci, to pędzą z nimi do lekarzy. Ta sytuacja pokazuje, że nie zawsze jest to dobre rozwiązanie. 

Moje dziecko narzekało na samopoczucie, marudziło i nie czuło się dobrze. Do tego doszedł katar, a to pierwsze oznaki choroby. Nie puściłem go do przedszkola i poszedłem z nim do pediatry. Jakie było moje zdziwienie, kiedy lekarka kazała nam uciekać. Nie wiedziałem, gdzie popełniłem błąd

- wspomina nasz czytelnik i dodaje, że na początku zachował powagę i za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, dlaczego lekarka zareagowała w tak nietypowy sposób. Kiedy się uśmiechnęła, to zatroskany ojciec już wiedział, o co chodzi.

Chyba pomyślała, że jestem przewrażliwiony, a ja po prostu chciałem zbadać dziecko. Lekarka powiedziała, żebyśmy szybko uciekali do domu, bo syn ma tylko katar. Jeśli posiedzimy w przychodni nieco dłużej, to na pewno złapiemy wirusa od innych dzieci

- dodał mężczyzna, przyznając, że "spadł mu kamień z serca". Lekarka miała rację, bo chłopiec był osłabiony jedynie przez dwa dni.

Szkarlatyna to paskudna choroba "W życiu nie widziałem takiego języka". Rodzicie przeszli przez piekło

Wyłącz sprawdzanieSugestie Premium

Więcej o: