Cesarskie cięcia znane i przeprowadzane było już od czasów najodleglejszych. Cięcie powłok brzusznych na rodzącej kobiecie praktykowane było nawet jeszcze w czasach przed narodzinami Chrystusa, jednak właściwie zawsze kończyło się ono zgonem kobiety i niestety małą szansą na przeżycie noworodka. Dopiero niedawno, wraz z postępem medycyny stały się one bezpieczne dla życia matki. Pomógł w tym pewien kastrator świń.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Jeśli mowa o cesarskim cięciu, czyli przecięciu powłok brzusznych ciała matki, w celu wydobycia dziecka, znane one było już od bardzo dawna. Jednak w większości przypadków kończyły się one śmiercią rodzącej. Wiedza medyczna nie była aż tak bardzo zaawansowana, aby móc odpowiednio zadziałać i uratować matkę przed zgonem. Jednak najczęstszą praktyką, jeśli chodzi o ten rodzaj operacji, było przeprowadzanie jej na zmarłej kobiecie, aby podjąć próbę ratunku dziecka, głównie po to, aby je ochrzcić, bo według zaleceń Kościoła, kobieta, która zmarła, będąc w ciąży, nie mogła być pochowana z nieochrzczonym dzieckiem.
Duchowieństwo zabraniało chować na poświęconej ziemi kobiet, które zmarły, będąc w ciąży. Takie nienarodzone dziecko, które było nieochrzczone i nosiło na sobie znamię grzechu pierworodnego, nie mogło być złożone do grobu wraz z matką. Zatem zalecano, aby przed pochówkiem, wyjąć z martwego ciała kobiety, ochrzcić je i pochować razem z matką
- czytamy w jednym z naszych artykułów o porodzie trumiennym.
Tak naprawdę do XIX wieku cięcie cesarskie w celu ratowania życia matki lub dziecka, było ostatecznością i akuszerki, czy chirurdzy bardzo rzadko się na to decydowali, bo nawet jeśli kobiecie udało się przeżyć, to jej agonia trwała przez kilka godzin lub dni, by umrzeć w bólu i męczarniach.
Pierwsze udane i w miarę dobrze udokumentowane cięcie, w którym przeżyła zarówno matka, jak dziecko, miało jednak miejsce już w XVI wieku, w Szwajcarii. Co ciekawe, nie przeprowadzał go nawet lekarz, a… kastrator świń
- podaje portal ciekawostkihistoryczne.pl.
Okazało się, że odważna decyzja mężczyzny spowodowana była tym, że jego żona od kilku dni, zwijała się w bólach, bo nie była w stanie urodzić dziecka. Nie chcąc jej stracić - podjął się wykonania operacji.
Po rozcięciu jej brzucha i wyjęciu dziecka zaszył ją w taki sam sposób jak zwierzęta, którymi zajmował się na co dzień. Niestety, ten przypadek nie został kompletnie i wiarygodnie udokumentowany i nie można go traktować bezkrytycznie, jako historycznego faktu
Przełom miał nastąpić dopiero z początkiem XVI wieku, kiedy to w Wittenberdze miała miejsce w pełni potwierdzona operacja wykonana przez Jeremiasza Trautmanna na żywej kobiecie. Matka przeżyła samą operację, jednak zmarła w wyniku komplikacji niecały miesiąc później.
Jednak za prekursora pierwszych operacji w celu uratowania życia matki i dziecka uważa się Eduardo Porro, który opracował w XIX wieku metodę, polegającą na nadszyjkowym wycięciu macicy. Jego metoda w znaczący sposób ograniczyła możliwość rozwinięcia się infekcji, co sprawiło, że znacznie więcej kobiet przeżywało cięcie cesarskie.