Kiedyś czytaliśmy te książki bez żenady. Dziś nie chcemy pokazywać ich naszym dzieciom. "Powinny zniknąć z księgarni"

Kiedy czytaliśmy je w dzieciństwie, nie widzieliśmy w nich niczego złego. Gdy jednak dziś sięgamy po niektóre pozycje należące do kanonu literatury dziecięcej, niektórych z nas zaskakują dialogi, postaci, czy sytuacje, w których dostrzegają przemoc, rasizm etc. Jedni chcą je przeredagowywać, inni palić na stosie.

Więcej tematów związanych z życiem rodzinnym na stronie Gazeta.pl

Każdy z nas (a na pewno większość z nas) ma swoje ulubione książki z dzieciństwa. Niektórzy z rozrzewnieniem wspominają "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren, inni "Mikołajka" René Goscinnego, a jeszcze inni "Kubusia Puchatka" Alana Alexandra Milne'go. Są tacy, którzy uważają, że najważniejszą książką ich dzieciństwa były "Muminki", inni wymieniają "Anię z Zielonego Wzgórza", "Tajemniczy ogród", czy baśnie Andersena. Po latach z przyjemnością wracamy do tych dzieł literackich, kiedy dochodzimy do wniosku, że już czas, żeby poznały je także nasze dzieci. I wtedy nierzadko jesteśmy zaskoczeni, bo znajdujemy w nich fragmenty, które - ogólnie mówiąc - przeczą standardom, w jakich wychowujemy swoje dzieci. Dawniej nie widzieliśmy w nich niczego złego, niczego złego nie widzieli też w nich nasi rodzice, ani ich rodzice. Teraz czytamy dzieła brzmiące niepokojąco, obraźliwie, czy dyskryminująco. I dochodzimy do przykrego wniosku, że nasze ukochane książki zestarzały się w bardzo niekorzystny sposób.

Lektury szkolne (zdjęcie ilustracyjne)Lektury szkolne (zdjęcie ilustracyjne) Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl

Absurdalna cenzura?

Jedno z największych brytyjskich wydawnictw Puffin Books jakiś czas temu zatrudniło tzw. sensivity readerów, czyli osoby, które miały wskazać obraźliwe fragmenty w dziełach Roalda Dahla, żeby w kolejnych wydaniach wprowadzić stosowne poprawki. Najbardziej znane książki dla dzieci Dahla to m.in. "Charlie i fabryka czekolady", "Matylda", "Wiedźmy", czy "Fantastyczny pan Lis" (Dahl napisał też scenariusz do jednego z filmów o przygodach Jamesa Bonda "Żyje się tylko dwa razy", w którym w rolę agenta 007 wcielił się Sean Connery). Wydawnictwo oczywiście nie pozwoliło sobie na taką samowolkę. Wszystko odbyło się we współpracy z The Roald Dahl Story Company, czyli organizacją, która dysponuje prawami do twórczości pisarza. Decyzja o konieczności wprowadzenia poprawek do książek oburzyła wiele osób związanych z literaturą m.in. Salmana Rushdiego, który na Twitterze napisał: "Roald Dahl nie był aniołem, ale to absurdalna cenzura. Puffin Books i spadkobiercy Dahla powinni się wstydzić". Autorowi "Szatańskich wersetów" chodziło zapewne m.in. o liczne antysemickie wypowiedzi Dahla, za które nigdy nie przeprosił, a przeprosiła w jego imieniu dopiero rodzina pisarza w 2020 roku.

Mówią, że jest rasistowski

"Murzynek Bambo w Afryce mieszka, czarną ma skórę ten nasz koleżka" - tymi słowami zaczyna się wiersz Juliana Tuwima "Bambo". Można zaryzykować stwierdzenie, że te pierwsze wersy utworu o niesfornym ciemnoskórym chłopcu zna każdy Polak. Wiersz znajdziemy zresztą w spisie lektur szkolnych dla klas I-III. Co jakiś czas o wierszu robi się głośno, gdy ktoś dochodzi do wniosku, że jest rasistowski i powinno się go z tego spisu usunąć. Na przykład kilka lat temu w przedszkolu nr 4 w Kępnie (województwo wielkopolskie) z okazji Dnia Dziecka odbyło się przedstawienie dla podopiecznych placówki. Jej pracownicy w najlepszej wierze przebrali się za bohaterów wiersza - mieszkańców Afryki i pomalowali twarze na czarno. Nagranie z wydarzenia trafiło do sieci, zobaczył je m.in. poseł Lewicy Maciej Gdula, który stwierdził: "Tuwim był genialnym poetą, ale nawet największym zdarzają się utwory, które źle się zestarzały. Murzynek Bambo jest rasistowski i wspiera "radosny i niewinny" rasizm, jak w przedszkolu w Kępnie, gdzie pracownicy odtwarzają najgorsze uprzedzenia".

Trudno sobie wyobrazić, żeby jeden z najpopularniejszych poetów dwudziestolecia międzywojennego (zresztą żydowskiego pochodzenia), pisząc "Bambo" naigrywał się z ciemnoskórych mieszkańców Afryki. Podobnego zdania była córka poety, Ewa Tuwim-Woźniak, która jakiś czas temu wypowiedziała się na temat wiersza: 

Poeta namawia dzieci do serdecznego przyjęcia w swoim gronie chłopczyka o innym kolorze skóry

- powiedziała w wypowiedzi dla "Gazety Polskiej Codziennie". Zwróciła uwagę, że utwór kończy się słowami żalu, że wesoły Bambo "nie chodzi razem z nami do szkoły".

'Murzynek bambo' w przedszkolu w Kępnie'Murzynek bambo' w przedszkolu w Kępnie radiosud.pl/youtube

Zobacz wideo Czy każde dziecko może być dobre z matematyki?

Książę chce mieć białą skórę

"Bambo" to nie jedyny utwór literacki dla dzieci, który współcześnie bywa odczytywany jako rasistowski. W książce "Doktor Dolittle i jego zwierzęta", autorstwa Hugh Loftinga jeden z bohaterów to Bumpo - ciemnoskóry królewicz, który marzy o tym, żeby mieć białą skórę. Marzenie to spełnia tytułowy bohater, który sporządza miksturę wybielającą i dzięki temu zyskuje dług wdzięczności u królewicza. Tak było w oryginalnej wersji, bo jeśli zajrzymy do książki "Doktor Dolittle i jego zwierzęta", wydanej w 2015 roku nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka, przekonamy się, że nie ma tam mowy o kolorze skóry. Motyw zmiany jej koloru tajemniczo znika, królewicz zostaje zahipnotyzowany, żeby spełnić wolę dr Dolittle'a i umożliwić mu wydostanie się z więzienia. Czy wydawnictwo postąpiło słusznie cenzurując w ten sposób powieść? Na to pytanie każdy czytelnik zapewne odpowie sobie sam. Warto jednak wziąć pod uwagę fakt, że książka została napisana w latach 20 ubiegłego wieku, kiedy to przekonanie o tym, co jest rasistowskie, a co nie, było nieco inne. Inna była nasza wrażliwość na akty nietolerancji ze względu na kolor skóry, inaczej przebiegały granice między tym, co uznawano za poprawne, a co nie.

Piękna, nie musi być mądra

Oddzielną grupę książek, które wzbudzają co najmniej mieszane uczucia we współczesnych rodzicach kilkuletnich czytelników, są te, gdzie pojawiają się bohaterki wychowywane w tradycyjny sposób, właściwy dla ubiegłego wieku lub czasów jeszcze dawniejszych. Weźmy na przykład taką Calineczkę - tytułową bohaterkę jednej z najbardziej znanych baśni Hansa Christiana Andersena (także lektury szkolnej dla klas I-III szkół podstawowych). To piękna dziewczynka, która urodziła się z ziarna zasianego przez bezdzietną kobietę. Cały utwór koncentruje się wokół niezwykłej urody bohaterki, która determinuje jej przygody i cały los.

Nie pamiętałam tego z dzieciństwa, ale jak niedawno czytałam "Calineczkę" z moją ośmiolatką, byłam zszokowana. W co drugim zdaniu autor przypomina, że Calineczka jest niebywale piękna. Ani słowa o jej innych cechach, charakterze, intelekcie. Nic

- uważa Ania, zaprzyjaźniona z redakcją eDziecka mama uczennicy drugiej klasy szkoły podstawowej z warszawskiego Ursynowa. 

Moje dziecko wyniosło z lektury, tyle że trzeba być pięknym, żeby wszyscy nas lubili i podziwiali. A zakończenie? Dramat. Mężowi Calineczki nie spodobało się jej imię, więc kazał je zmienić

- dodaje. Ania twierdzi, że tak już nie wychowuje się dziewczynek, więc książka jest nieaktualna i nie ma żadnej wartości moralizatorskiej, a może być wręcz szkodliwa.

Dziewczynki już nie są ozdobami mężczyzn, a w świecie zajmują takie samo, co oni miejsce. Wykaz lektur szkolnych należałoby skrupulatnie pod tym kątem przeanalizować i zastanowić się, z czego zrezygnować

- twierdzi i dodaje, że niektóre pozycje "powinny zniknąć z księgarni". 

Fragmenty, które zostają z nami na długo

Kto nie pamięta ze szkoły pozytywistycznych noweli? Łatwo wymienić tu z tytułów dzieła Prusa, Konopnickiej, czy Sienkiewicza. A jaką poruszały problematykę? Z tym już trudniej. Doskonale jednak pamiętamy zatłuczonego na śmierć "Janka Muzykanta", upieczoną żywcem siostrę tytułowego bohatera z "Antka", czy zamęczonego na śmierć konia - "Łyska z pokładu Idy". Można w tym miejscu dodać umierającą z zimna "Dziewczynkę z zapałkami" Hansa Christiana Andersena. I spytać po raz kolejny, czy kilkuletnie dzieci rzeczywiście takich drastycznych opisów w książkach potrzebują.

Z drugiej jednak strony warto wziąć poprawkę na to, że za jakiś czas ubóstwiany przez dzieci na całym świecie "Harry Potter" może zostać uznany za niepoprawny politycznie, a w domu bohaterów z serii o Puciu nie panuje równouprawnienie. Książki, które dziś wydają nam się wspaniałe, edukacyjne, rozwijające wyobraźnię i wyjaśniające świat naszym dzieciom, przez kolejne pokolenia mogą być ocenione równie surowo, jak dziś "Bambo" lub "Calineczka".   

Więcej o:
Copyright © Agora SA