Zabrała dziecko z państwowego przedszkola i nie żałuje. "Córka musiała prosić o pozwolenie na zrobienie siku"

Czy warto zmieniać dziecku placówki i przenosić je z miejsca na miejsce? Wielu rodziców uważa, że w szkołach czy przedszkolach uczymy się też życia, które nie zawsze jest przecież lekkie, łatwe i przyjemne. List naszej czytelniczki pokazuje jednak, że warto podjąć ten wysiłek.

Do naszej redakcji napisała mama, która w połowie roku zmieniła placówkę swojej córce. Zabrała ją z państwowego przedszkola i przeniosła ją do prywatnej kameralnej placówki. Jak sama mówi "nie żałuje". 

Miałam duże oczekiwania wobec tego przedszkola. Było świeżo otwarte: nowy budynek wspaniale zaprojektowany z myślą o dzieciach i duży ogród mnie oczarowały. W dodatku moje obie córki w końcu miały chodzić do jednej placówki! Szybko jednak w grupie młodszej pojawiły się problemy. 

Jak dowiadujemy się z listu, dziewczynka chodziła wcześniej do żłobka. "Dobrze funkcjonowała w grupie, lubiła bawić się z dziećmi i raczej nie miałam problemów z zostawianiem jej w placówce. Do czasu, gdy poszła do przedszkola. Z tygodnia na tydzień obserwowałam, jak jej niechęć do tego miejsca rosła. Początkowo myślałam, że miała problemy z aklimatyzacją w nowym otoczeniu, okazało się jednak, że problem był inny: pani opiekunka".

Zobacz wideo Wolny czas po przedszkolu? Jak go wykorzystują dzieciaki?

Dziecko ma spać i kropka

Nasz czytelniczka uważa, że opiekunka zwyczajnie nie lubiła jej córki, a ze swoją niechęcią się nie kryła.

Najbardziej przeszkadzało jej, że nie chodziła na drzemkę. Pani za punkt honoru powzięła sobie zmusić ją, aby zaczęła spać. Tymczasem moje dziecko, od kiedy skończyło rok, przestało sypiać w dzień. W żłobku mogła cicho bawić się w innej sali. W przedszkolu panie zmuszały ją, aby przez półtorej godziny leżała po ciemku w ciszy. Dorosły zacząłby się w pewnym momencie nudzić, a co dopiero dziecko. 

"Codziennie, gdy odbierałam ją, wysłuchiwałam przytyki i aluzje, że moja córka była "niegrzeczna", bo nie leżała w milczeniu podczas leżakowania. Proponowałam, aby na ten czas mogła pójść do grupy starszej siostry, ale nauczycielki nie zgadzały się na to. W końcu moje dziecko było tak zestresowane, że na wzmiankę o spaniu reagowało płaczem. Serce mi się krajało, zaczęłam ją odbierać przed spaniem." 

Potrzeby fizjologiczne pod nadzorem

Szalę goryczy przelał jednak inny incydent. Nauczycielka odprowadziła mamie dziecko, po czym wręczyła jej mokre spodenki i majtki dziewczynki. 

Powiedziała: "zdarzyła się wpadka". "Jaka wpadka?" myślałam. Moczenie się od dawna nie było już problem. Nie miałam już siły komentować nazywania tego przy dziecku "wpadką", jakby to był jakiś błąd. W domu córka opowiedziała mi o tym, co się stało. Okazało się, że aby iść do toalety trzeba podnieść rękę i poprosić o pozwolenie. Moje dziecko bało się odezwać do pani nauczycielki. 

Nasza czytelniczka przekonuje, że warto było zrezygnować z państwowej placówki. Oznaczało to dodatkowe wydatki oraz kłopoty logistyczne, bo znów dzieci trzeba odprowadzać do dwóch różnych miejsc. "Córka nie chodzi do przedszkola już od dwóch miesięcy i była to najlepsza decyzja z możliwych. W nowej prywatnej placówce widzę, jak rozkwita. Trauma jednak pozostała. Gdy mamy wspólnie odebrać starszą siostrę, nie chce nawet wejść do budynku. Od znajomych wiem, że nauczycielka na zebraniach obgaduje moje dziecko. Tłumaczy rodzicom, "że była niegrzeczna" i dlatego już nie chodzi. Brak mi słow."

Jeżeli i Wy podjęliście trudną decyzję dla Was i Waszego dziecka, związaną z jego edukacją, opowiedzcie nam proszę o niej. Być może pomoże innym rodzicom. Na Wasze anonimowe (lub pod nazwiskiem) historie czekamy pod adresem: edziecko@agora.pl

 

Więcej o: