Jedna z kobiet opisała na Twitterze swoją dość osobistą historię odnośnie wizyty duszpasterza w czasie corocznego chodzenia po kolędzie. Przyjęła kapłana w domu, zapewne też przygotowała świece, krzyż, wodę święconą. Jednak kiedy rozmowa zeszła na dość niewygodne tematy dla Kościoła, kapłan oburzony wstał i wyszedł z jej domu. Co się stało dokładnie?
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Styczeń i luty to miesiące, w których duchowni odwiedzają w domach swoich parafian. Jest to nie tylko czas modlitwy, ale przede wszystkim rozmów. Jednak te nie zawsze okazują się dość komfortowe. Zwykłe pytania o chodzenie na mszę świętą, czy życie według przykazań, może zmienić się na tematy dotyczące in vitro i aborcji. Z takim "zestawem" pytań i równie mocnych argumentów nie poradził sobie jeden z księży. Otóż jedna z kobiet na Twitterze podzieliła się swoją dość nietypową historią tego, jak wyglądało spotkanie jej mamy z księdzem.
Moja mama kiedyś pokłóciła się z księdzem o in vitro, aborcję, rozwody w sytuacji, gdy życie lub zdrowie kobiety jest zagrożone
- pisze o nietypowej sytuacji kobieta.
Co na to duchowny?
Ksiądz w pewnym momencie użył słów "to trzeba być debilem", zagotował się, zrobił się czerwony, zasugerował, że zgnijemy w piekle i oddalił się w pośpiechu
- opisuje internautka.
Ta nietypowa historia jest odpowiedzią na post popularnej w sieci internautki, którą wielu kojarzy z nicka: Grażynka Kowalska. Otóż kobieta twierdzi, że również w jej przypadku, duchowny uciekł po tym, jak zadała mu zestaw kilku niewygodnych pytań.
Wpuściłam księdza po kolędzie i zadałam parę pytań - niewygodnych pytań o dzieci, ziemie i Rydzyka… uciekł
- napisała Grażynka Kowalska.
Wielu użytkowników Twittera zdążyło jeszcze zażartować z pytaniem, czy duchowny zdążył wziąć kopertę, a może słysząc te wszystkie słowa, odprawił na tej rodzinie egzorcyzmy?