16-letni ministrant postanowił urządzić sobie przejażdżkę autem duchownego, wraz z którym wybrał się na kolędę. Kiedy duchowny odwiedzał jeden z domów, w którym mieszkają jego parafianie, nastolatek, sprowokowany pozostawionymi kluczykami w stacyjce, odjechał Skodą Superb księdza. Jego wycieczka zakończyła się chwilę później, na ścianie jednego z okolicznych domów.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Do opisywanego zdarzenia doszło w gminie Wąsosz (woj. dolnośląskie) podczas duszpasterskiej kolędy, na którą duchowny zabrał ze sobą 16-letniego ministranta. Jednak chłopiec w odwiedzinach nie wziął udziału, a został w aucie. Jak podaje portal auto-swiat.pl, do odpalenia auta i przejażdżki po wiosce, miały go skusić pozostawione przez księdza kluczyki w stacyjce samochodu. Nastolatek odpalił silnik auta i niewiele myśląc, ruszył w drogę. Jego przejażdżka nie trwała jednak zbyt długo.
Spontaniczną przejażdżkę po okolicy skończył jednak bardzo szybko, uderzając w dom jednorodzinny. Zrobił to z takim impetem, że z elewacji posypały się cegły, a stojące tuż za ścianą biurko z komputerem zostało wepchnięte w głąb pomieszczenia. Na szczęście, żaden z domowników nie ucierpiał w tym zdarzeniu. Ministrant trafił jednak do szpitala
- podaje portal auto-swiat.pl.
Jak przekazują miejscowi policjanci, nastolatek szybko stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w budynek mieszkalny. Na szczęście nikomu z zaskoczonych domowników nic się nie stało, jednak uszkodzenia budynku są poważne. Jak podaje portal auto-swiat.pl, z elewacji posypały się cegły, a stojące tuż za ścianą biurko z komputerem zostało wepchnięte w głąb pomieszczenia.
Jedynym poszkodowanym w całym zajściu, okazał się nastoletni ministrant. Trafił on do szpitala w Lesznie ręki. Teraz odpowie za swój wybryk przed sądem rodzinnym. Ma on odpowiadać jak za przestępstwo.