Rodzice wykończeni sezonem chorobowym. "Rajd po aptekach i 1,5 godziny czekania na teleporadę"

Rodzice boleśnie odczuwają sezon chorobowy, a przychodnie i gabinety lekarskie są przepełnione. "Wszędzie koszmar czekania - w przychodniach, SOR-ach, szpitalach" - pisze nasza czytelniczka.

Coraz częściej słyszy się o kolejnych przypadkach zakażeń wirusem RSV, szczególnie w przypadku małych dzieci. Przychodnie, gabinety lekarskie i oddziały pediatryczne w wielu szpitalach pękają w szwach. Jak ostrzega amerykańskie Centrum Prewencji i Kontroli Chorób (CDC), bez testów bardzo trudno rozróżnić wirus RSV, grypę oraz COVID-19. Wskazówką mogą być jednak niektóre dolegliwości.

Po czym rozróżnić RSV i grypę?

Więcej artykułów dotyczących aktualnych wydarzeń przeczytasz na stronie Gazeta.pl.

Zobacz wideo Masaż noworodka to korzyści dla rodziców i dziecka. Kiedy i jak go przeprowadzać?

Zarówno do zakażenia wirusem SARS-CoV-2, grypy sezonowej, jak i wirusem RSV dochodzi poprzez bezpośredni lub pośredni kontakt z dużymi kropelkami oddechowymi. W odróżnieniu od wirusa RSV, w przypadku dwóch pierwszych infekcje mogą przenosić również aerozole, czyli mniejsze krople roznoszone na większą odległości i dłużej utrzymujące się w powietrzu. Dlatego ryzyko zarażenia się nimi może być większe. Wirus SARS-CoV-2 może zakażać dwa dni przed wystąpieniem objawów, a zdolność do zakażania innych może utrzymywać się do 21 dni po wystąpieniu objawów. Aby zdiagnozować lub wyeliminować tę chorobę, należy wykonać test na Covid-19.

Zakażenie wirusem RSV w początkowym okresie przypomina zwykłą infekcję górnych dróg oddechowych. Jednym z charakterystycznych objawów niewielki katar u niemowlaka oraz suche pokasływanie, często też pojawia się gorączka, która zwykle nie przekracza 38 st. C. Z tego powodu,  zakażenie wirusem RSV bywa często mylone z przeziębieniem. Jednak kiedy pojawiają się problemy z oddychaniem, a nawet bezdech, bezzwłocznie należy udać się do specjalisty. Zakażenie charakteryzuje się sezonowością. W Polsce największa liczba chorych jest w okresie od późnej jesieni do wczesnej wiosny.

Sezon chorobowy daje się we znaki rodzicom. Wiele dzieci wraca przeziębione ze szkół i przedszkoli, zarażając przy okazji rodzinę, a przychodnie pękają w szwach.

U mnie to nie wygląda tak, że dwa tygodnie w żłobku, dwa tygodnie w domu, tylko 2-3 dni w żłobku i od nowa długie choróbsko. Ten sezon jest jakiś ewenementem. Półtoraroczniak w żłobku przeszedł siedem chorób w trzy miesiące. Przedostatnia to RSV, co oznaczało duszności i SOR. Ostatnia to grypa - świąteczna służba zdrowia, piekło non stop, bo mimo leków maluchowi wciąż coś mocno doskwiera. Wszędzie koszmar czekania - w przychodniach, SOR-ach, szpitalach...
Dodzwonienie się do przychodni w tym okresie to jakiś koszmar. Wykonałam 400 telefonów i wciąż było zajęte
W wigilię zaliczyłam rajd po aptekach w poszukiwaniu testów, później łącznie 1,5 godziny na linii czekając na teleporadę, ale udało się zdobyć recepty dla całej rodziny i znowu przeszukiwanie aptek. Wymiar kary "niewielki" - całe święta wszyscy chorowaliśmy na grypę, ale obyło się bez szpitali, a dzięki szybko podanym lekom dziecko zniosło lepiej niż rodzice. Zbieramy się po tym paskudztwie do tej pory i przysięgamy sobie już nigdy nie ominąć szczepienia

- piszą nam czytelnicy.

Więcej o: