Już nie myję okien dla Jezusa i nagle okazało się, że święta są fajne

Kiedy ze wszystkiego, co oferują święta Bożego Narodzenia, nauczyłam się wybierać tylko to, co mi odpowiada, grudzień przestał być czasem, gdy na każdym kroku modliłam się o potężną grypę żołądkową lub klęskę żywiołową.

Więcej tematów związanych z życiem rodzinnym na stronie Gazeta.pl

Dorastałam w przekonaniu, że na święta okna mają błyszczeć. Tak ma być i koniec. No i w szafach i szafkach musi być porządek. Cały rok może być bałagan, mogą wyglądać jak po wybuchu bomby, ale na święta musi w nich lśnić. A lodówka powinna pękać w szwach od jedzenia, którego i tak nie damy rady zjeść.

I najważniejsze: każda "szanująca się" kobieta, siadając do świątecznego stołu, MUSI być zmęczona. Koniecznie. Styrana. Im bardziej, tym lepiej. Bo jeśli nie jest, to znaczy, że niewystarczająco dobrze się do świąt przygotowywała. Prawdopodobnie oszukiwała, jest "świątecznie wybrakowana". Nie starała się, czyli nie dba o rodzinę. A skoro o nią nie dba, to znaczy, że jej nie kocha. Proste. Mało? To dopiszmy do listy jeszcze pośpiech, stres i domowe dramy: "Nic nie jest gotowe, a ty w ogóle mi nie pomagasz!". I co roku to samo.

Trudna miłość do świąt

W końcu przyznałam sama przed sobą, że nie znoszę świąt. TRZEBA się na nie cieszyć, więc też to zawsze robiłam, ale tak naprawdę marzyłam o potężnej grypie, która by mnie w tym czasie powaliła i pozwoliła na jakiś czas wycofać się z życia. Obrzydł mi grudniowy amok, przestało mnie to bawić i już nie chciałam w tym uczestniczyć. Zaczęłam sobie wyobrażać, że jestem jedną ze szczęściar z teledysku Wham! "Last Christmas" - daleko od wszystkiego i wszystkich, z którymi w święta TRZEBA się spotkać.

Ponieważ lubię świąteczne komedie romantyczne i widok ubranej choinki, głowiłam się, dlaczego zamiast się cieszyć, fantazjuję o jelitówce. Doszłam do wniosku, że w sumie to do świąt nic nie mam, tylko nie odpowiadają mi w takiej oprawie, jaka została mi narzucona przez opresyjną rodzinę, represyjne, patriarchalne społeczeństwo i skostniałą tradycję. Zaczęłam się zastanawiać, co zrobić, żeby z tego całego świątecznego potrzasku wyjść obronną ręką. Zadowolona i bez poczucia winy. Nie chcę udowadniać, że kocham męża i dzieci wyszorowaną wanną i równo ulepionymi pierogami. Nie chcę, żeby miarą mojego oddania rodzinie był upieczony na czas (koniecznie upieczony, nigdy kupiony) makowiec. No i nie chcę, żeby o tym, że jestem dojrzała i odpowiedzialna świadczył nienaganny porządek w szafie.

Zobacz wideo Sen noworodka, czyli w jakiej pozycji ułożyć dziecko i dlaczego ascetyczne łóżeczko jest najbezpieczniejsze?

Już nie myję okien dla Jezusa

Zaczęłam kombinować, jak przeorganizować święta, żeby stały się dla mnie do zniesienia. A może nawet miłe? Trochę to trwało, zanim dotarło do mnie, że wystarczyło to wszystko odpowiednio poukładać sobie w głowie.

Musiałam odpuścić, pozbyć się natrętnego towarzysza wielu kobiet i matek - poczucia winy. Musiałam zagłuszyć wszystkie TAK TRZEBA w mojej głowie. Nauczyć się ignorować pełne politowania albo zdumienia pytania: "Nie umyjesz okien na święta? Ale jak to?". Trochę to trwało, ale w końcu się udało. Ze wszystkiego, co oferują święta, wybrałam sobie tylko to, co mi odpowiada.

Dziś, zamiast ganiać po sklepach z wywieszonym językiem za wszystkimi rzeczami, które TRZEBA dokupić, bo inaczej Boże Narodzenie się nie wydarzy, siedzę z dziećmi w piżamie i oglądam "Kevina". Już nie myję okien dla Jezusa, tylko układam puzzle lub robię wieże z klocków. Albo idę do kina. Zamiast szorować fugi w łazience, wypijam wino z koleżankami, a zamiast doglądać pieczonych mięs, zjadam bez wyrzutów sumienia zamówioną pizzę, na kanapie w nieposprzątanym domu. Nie, nie głodujemy w święta - pieczenie ciast i lepienie pierogów zostawiamy tym, którzy rzeczywiście to lubią i tym, którzy tego nie znoszą, ale uważają, że tak TRZEBA.

I nagle się okazało, że święta są fajne. Święta i wszystko to, co przed nimi. A w przyszłym roku może w końcu wyjadę na Gwiazdkę w góry. I zamiast jeździć po zakorkowanym w świątecznej gorączce mieście, będę jeździć na nartach i sankach. 

Jeżeli i Ty chcesz podzielić się z nami swoimi przemyśleniami, wyślij nam wiadomość na naszym Facebooku lub mailowo: edziecko@agora.pl. Twój list możemy opublikować także anonimowo.

Więcej o:
Copyright © Agora SA