Głównym zadaniem kobiety, żyjące w średniowieczu było wydanie na świat potomstwa. Im więcej, tym lepiej. Ich ciąża też nie była traktowana, jako wyjątkowy stan, dający pewne przywileje. Te z niższych warstw społecznych miały najgorzej. Chłopki i wieśniaczki rodziły na polu albo w kącie izby, by potem wrócić do pracy. Lekarstwem dla nich miała być jedynie modlitwa.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Kobiety, te w brzemiennym stanie i pochodzące z bogatych rodów, miały do dyspozycji swoje dwórki oraz pomoc nadwornych medyków. Kiedy przychodził czas porodu, pomagano im bezpiecznie i w bardziej komfortowych warunkach wydać na świat dziecko. Duże łoże z czystym posłaniem, komnata ogrzana ciepłem z kominka i dobiegające zza ściany modły duchownych.
W nieco gorszej sytuacji były te kobiety, których status społeczny nie pozwalał na takie „luksusy". Rodziły w bólach często w przerwie od pracy lub w kącie izby, w której znajdowały się także zwierzęta. W czasie ich porodów zawsze panował półmrok, gdyż wierzono, że pomoże to dziecku rychlej przyjść na świat. Nikt wtedy nie słyszał o higienicznych warunkach i spokoju dla rodzącej. Było wręcz odwrotnie. Niektóre źródła wskazują także, że rodzącą kobietę należało bacznie obserwować. Jeśli miała ochotę zjeść nieco błota, należało ją od tego uchronić - oferując słodki bób.
Jako lekarstwo na wszystkie bolączki, także te związane ze skurczami i bólem porodowym była modlitwa. W czasie kiedy rodząca krzyczała i zaciskała z bólu, odmawiano kolejne wersety, prosząc Opatrzność o szybkie rozwiązanie i ratunek dla przyszłej matki.
Te kobiety, które znały zielarki, odpowiednio wcześniej zaopatrywały się u nich w specjalne napary i eliksiry, które nie tylko miały pomóc sprowadzić dziecko na ten świat, ale ulżyć im w bólu.
Po porodzie następował połóg, w którym kobieta dochodziła do siebie, by chwilę później znów być brzemienną i rodzić przy świetle kominka. Od tego zadania ucieczki nie było.