Błonica, bo o niej mowa, przez wielu kronikarzy ówczesnych lat, nazywana była „plagą dzieciństwa", bo zbierała krwawe żniwa wśród małych dzieci. Pojawiała się nagle, powodując ogromne spustoszenie w organizmie, a sama śmierć przez uduszenie następowała powoli i w strasznych męczarniach.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Kilka wieków temu, posiadanie licznego potomstwa było sprawą pierwszorzędną. Wysoka śmiertelność noworodków, a także liczne choroby wieku dziecięcego powodowały, że ze sporej gromadki pociech, przeżywały tylko nieliczne. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy była błonica. Choroba, którą niegdyś nazywano "plagą dzieciństwa", bo masowo zabijała dzieci. Kto na nią zapadł - nie było ucieczki. Śmierć nadchodziła w strasznych męczarniach.
Szesnastowieczny belgijski lekarz Joost van Lom (znany także pod swoim zlatynizowanym nazwiskiem jako Jodocus Lommius) opisywał ją tak: „Pacjent cierpi potwornie z bólu, męczy go straszna gorączka i lęka się uduszenia. Usta ma szeroko otwarte, łapie nimi chłodne powietrze i wydziela pienistą ślinę. Ma wywieszony język, który mu często drży, tak jak koniom zmęczonym po forsownym galopie. Wypite płyny powracają przez nozdrza, usta robią się sine, kark sztywnieje […]. Dusząc się gwałtownie, nie wie, co słyszy, mówi lub robi, aż wreszcie traci przytomność i umiera
- czytamy na portalu ciekawostkihistoryczne.pl.
Choroba siała ogromne żniwo wśród małych dzieci, ale także i dorosłych. Do zakażenia dochodziło bardzo łatwo, gdyż przenosi się ona drogą kropelkową. Kilkadziesiąt lat temu lekarze jeszcze o tym nie wiedzieli, ale nosicielem błonicy mógł być każdy, bo nawet osoby zdrowe mają w swoim organizmie zarazki błonicy.
Jedyną znaną ówcześnie metodą leczenia błonicy był zabieg tracheotomii, czyli wykonanie specjalnego otworu w tchawicy chorego, który miałby mu umożliwić oddychanie. Po raz pierwszy podjął się tego słynny francuski lekarz z Tours, Pierre Fidèle Bretonneau. Dwie jego pierwsze próby były nieudane, jednak "do trzech razy sztuka" - mówi słynne porzekadło. Trzeci w kolejności zabieg, na szczęście zakończony sukcesem, został przeprowadzony na czteroletniej dziewczynce.
Jednak medyczne cięcie i wprowadzenie specjalnej rurki, która umożliwiała oddychanie, nie spowodowało, że choroba zanikła. Stało się to dopiero w XIX wieku, za sprawą szczepionki i podawania chorym penicyliny. Jednak dopiero w połowie XX wieku masowe szczepienia dzieci, pozwoliły, że ta wyjątkowo paskudna choroba, odeszła w zapomnienie.
W terapii błonicy najczęściej stosuje się antybiotykoterapię, która polega na przyjmowaniu penicyliny. Penicylina dzięki swoim właściwościom niszczy bakterie, które rozprzestrzeniają się w gardle oraz na skórze. Niestety antybiotyk ten nie jest w stanie zapobiec skutkom działania toksyn wytwarzanych przez bakterie - maczugowce. Pacjentom podaje się antytoksyny, aby zapobiec procesowi demielinizacji, który w konsekwencji powoduje zaburzenia funkcjonowania układu nerwowego
- podaje portal medonet.pl.