Bezdomna kobieta mieszkała z dwulatką w namiocie. Nagle pojawił się ojciec dziecka

Bezdomna kobieta zamieszkała z córką w namiocie rozbitym na gdańskiej Zaspie. Zmarznięta dziewczynka trafiła do szpitala. W placówce odwiedził ją ojciec. "Żona pracowała, a ja zajmowałem się dzieckiem. To ona uciekła ode mnie" - tłumaczył w rozmowie z "Faktem".

Całą Polską wstrząsnęła sytuacja matki i córki z Gdańska. W poniedziałek 21 listopada policjanci otrzymali zgłoszenie o namiocie rozbitym na terenie zalesionym na Zaspie. Mieszkali w nim mężczyzna, dwie kobiety oraz dwuletnia dziewczynka. Dziecko było zmarznięte i głodne.

Bezdomna kobieta mieszkała z dwulatką w namiocie

Więcej artykułów dotyczących aktualnych wydarzeń przeczytasz na stronie Gazeta.pl.

Zobacz wideo Kiedy dziecko się zakrztusi. Przede wszystkim nie panikować. Działać!

Policjanci okryli dwulatkę kocami oraz folią termiczną i wezwali karetkę. Po wstępnym badaniu wyszło na jaw, że dziewczynka jest głodna, wychłodzona i ma infekcję górnych dróg oddechowych. Niezwłocznie przewieziono ją do szpitala.

Jedną z kobiet zamieszkujących namiot okazała się matka dwuletniej Natalki, pani Alina. Po interwencji policji została odprowadzona do prokuratury w Gdańsku, gdzie usłyszała zarzuty narażenia dziecka na niebezpieczeństwo. Zgodnie z decyzją sądu, dwulatka trafi do rodziny zastępczej, ale obecnie nadal przebywa w szpitalu.

Po publikacji artykułów dotyczących tragicznej sytuacji, w sieci pojawiło się mnóstwo pytań od internautów, którzy chcieli dowiedzieć się, kim był i gdzie przebywał w tym czasie ojciec dziecka. Jak informuje "Fakt", pani Alina zarzekała się, że mężczyzna nie pomagał jej w opiece nad córką.

Sama utrzymywałam rodzinę. Mąż nie dawał nam żadnego wsparcia, całe dnie siedział przed komputerem. Komputer i koledzy to było najważniejsze. W zamian po powrocie z pracy zastawałam głodne i niezaopiekowane dziecko

- przyznała w rozmowie z portalem.

W ubiegłym roku tuż przed Wigilią Bożego Narodzenia przeniosła się z Lublina do Łobza, gdzie zamieszkała u znajomych. Niestety, po kilku miesiącach stracili wynajmowane mieszkanie. Dlatego pani Alina postanowiła poszukać pracy w Gdańsku.

W międzyczasie prosiłam o pomoc męża, ale nie reagował na wiadomości. Nawet nie zadzwonił, gdy Natalka miała urodziny. Miałam nadzieję, że przeczekamy chwilę w namiocie, i w tym czasie odłożę pieniądze na wynajęcie czegoś. Pracowałam, gdzie się dało, także jako sprzątaczka. Pomóc miał nam mediator, ale mąż się na to nie zgodził. Kiedyś w 8. miesiącu ciąży obudził mnie o 5.30 i kazał iść do pracy za niego, bo jemu się nie chciało. 8 i pół godziny byłam tam na nogach

- tłumaczyła kobieta.

Po kilku dniach rozłąki kobieta zobaczyła córkę w czwartek 24 listopada w szpitalu. Stęskniona dziewczynka natychmiast przytuliła się do mamy. Wówczas w placówce pojawił się również ojciec dziecka, który przyjechał z Lublina, by ją odwiedzić. Mężczyzna w rozmowie z "Faktem" twierdził, że opiekował się Natalką.

Alina pracowała, a ja zajmowałem się dzieckiem. To ona uciekła ode mnie. Potem się spotkaliśmy jeszcze, gdy mieszkała w Łobzie, ale pokłóciliśmy się i ja wyszedłem. Chciałem mieć kontakt z Natalką, ale Alina ten kontakt zerwała

- twierdził.

Nie odpowiedział jednak na pytanie, dlaczego nie szukał córki.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.