W poniedziałek 21 listopada pracownik socjalny poinformował dyżurnego jednostki policji o namiocie rozbitym na gdańskiej Zaspie. W środku miało przebywać troje dorosłych oraz małe dziecko. We wskazane miejsce skierowano policjantów, którzy podczas interwencji potwierdzili te informacje. Jak czytamy na stronie pomorska.policja.gov.pl, funkcjonariusze wylegitymowali mężczyznę i dwie kobiety, z których jedna była matką dwulatki.
Więcej artykułów dotyczących aktualnych wydarzeń przeczytasz na stronie Gazeta.pl.
Dziewczynka miała na sobie jedynie koszulkę z krótkim rękawem, była przemarznięta i głodna. Policjanci okryli ją kocami oraz folią termiczną, po czym niezwłocznie wezwali karetkę. Okazało się, że dwulatka cierpiała na infekcję górnych dróg oddechowych.
W rozmowie z "Faktem" matka dwulatki wyjaśniła, co doprowadziło ją do zamieszkania w namiocie. 24-latka twierdziła, że jej mąż nie dbał o rodzinę, całymi dniami przesiadywał przed komputerem i nie pomagał jej w opiece nad dzieckiem. W ubiegłym roku, przed Bożym Narodzeniem kobieta postanowiła, że od niego odejdzie. Zamieszkała wówczas u znajomych, a gdy stracili wynajmowane mieszkanie, przeprowadziła się do Gdańska. Kobieta twierdziła, że szukała pracy i podejmowała się różnych zajęć dorywczych. Liczyła na pomoc od męża, ale ten ignorował jej wiadomości. Miała nadzieję, że mieszkając w namiocie zdoła zaoszczędzić i odłożyć pieniądze na wynajem mieszkania.
Z biedy posypało mi się wszystko. Córka to całe moje życie
- przekazała "Faktowi" i podkreśliła, że zrobi wszystko, by odzyskać córkę.