Wojciech Bojanowski mówi, co usłyszał w zakładzie pogrzebowym po śmierci syna. Słowa przerażają

Wojciech Bojanowski opowiedział o traumatycznych wydarzeniach z przeszłości dotyczących śmierci nienarodzonego dziecka. Dziennikarze zwrócił się do instytucji pogrzebowej .- Chciałbym zaapelować do zakładów pogrzebowych, które zajmują się takimi sprawami, gdy ktoś stracił dziecko - zaczął.

Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>

Wojciech Bojanowski jakiś czas temu otrzymał prestiżową nagrodę za reportaż "Niech toną". Podczas odbierania nagrody, opowiedział, jak powstawał nagrodzony reportaż "Niech toną". Praca nad materiałem wymagała od niego kilkutygodniowego wyjazdu z kraju. W tym samym czasie, w rodzinnym domu dziennikarza rozgrywał się prawdziwy dramat. Jego żona spodziewała się dziecka, a Bojanowski przez internet dowiedział się o pierwszych komplikacjach i o tym, że syn może urodzić się chory lub nie dożyć porodu. Niestety, nienarodzone dziecko Bojanowskich zmarło. Laureat Grand Press 2020 wyznał, że podczas montowania materiału, zmagał się z depresją. 

Byliśmy gotowi na to, by w domu urządzić szpital. By zmierzyć się z tym wszystkim, co się dzieje. Po kilkunastu dniach okazało się, że jego serduszko przestało bić (...) Później przechodziłem depresję, próbowałem montować ten materiał, ale płakałem nad klawiaturą. Nie do końca mi to wychodziło. Dobrzy ludzie u mnie w firmie bardzo mi pomogli, więc w końcu udało się to złożyć

- mówił podczas wystąpienia wzruszony dziennikarz. Teraz w szczerej rozmowie z Martyną Wojciechowską wraca do trudnych życiowych chwil. 

Zobacz wideo Syn Wojciecha Bojanowskiego rozpoznał tatę w relacji z Ukrainy

Wojciech Bojanowski o losie ciężarnych z komplikacjami: Masz urodzić dziecko i zostajesz z tym zupełnie sama

Wojciech Bojanowski w najnowszym wywiadzie z Martyną Wojciechowską przyznał, że gdyby jego nienarodzony syn żył, to skończyłby cztery lata. Dziennikarz opowiedział o tragicznych rodzinnych chwilach. Wspomniał, że kiedy żona zadzwoniła do niego, aby opowiedzieć mu o kłopotach z ciążą, to wówczas on był uwięziony na statku, który ratował uchodźców i nie miał pozwolenia na to, aby wyjść na ląd.

Marta dzwoni i mówi, że była na jakichś tam badaniach. Okazało się, że nasze dziecko jest bardzo chore, prawdopodobnie nie urodzi się żywe, ma na wierzchu wnętrzności, że ta ciąża się nie może udać, nie może się skończyć dobrze. Ja jestem na tym statku i czuję się bezsilny, bo mogę stanąć na głowie, ale nie zmuszę włoskiego rządu i straży granicznej, żeby nam pozwoliła zbliżyć się do tego brzegu

- przyznał i dodał, że jest oburzony tym, jak traktowane są kobiety w ciąży w polskich szpitalach:

Masz urodzić dziecko i zostajesz z tym zupełnie sama, dostajesz tabletkę na wywołanie porodu i masz sama sobie z tym poradzić, gdzieś, nie wiem, w kiblu, urodzić to dziecko i włożyć do plastikowego pojemnika jak na zupkę chińską i oddać do badania. Nie ma przy tym lekarza, pielęgniarki, nikogo. To nie jest do końca taki stan rzeczy, którego moglibyśmy oczekiwać od polskiej służby zdrowia w XXI wieku.

Wojciech Bojanowski: Chciałbym zaapelować do zakładów pogrzebowych

Bojanowski podzielił się także refleksją dotyczącą funkcjonowania zakładów pogrzebowych. Podkreślił, że instytucje czasami nie wykazują się wyrozumiałością dla rodziców pogrążonych w żałobie. Dziennikarz postanowił się zaapelować do nich: 

Chciałbym zaapelować do zakładów pogrzebowych, które zajmują się takimi sprawami, gdy ktoś stracił dziecko, że nie jest najlepszym pomysłem, żeby proponować rodzicom, że wyślą przesyłką kurierską to ciało tego dziecka, bo jak rodzic coś takiego słyszy, to nie jest fajne dla niego.
Więcej o:
Copyright © Agora SA