Dziady - zapomniane zwyczaje. Wierzono, że dusze zmarłych wracały do domu

Dziady, czyli nasze rodzime, polskie Halloween. Ten pogański zwyczaj, pomimo wielu zabiegów Kościoła, przetrwał bardzo długo. W wigilię Wszystkich Świętych spotykano się w domach, przynoszono jadło i napoje, aby odpowiednio ugościć tych, których już nie ma. Wierzono, że dusze zmarłych wracały do swoich domów.

Ludowa tradycja pełna jest obrzędów i świąt, które pod różnymi postaciami przetrwały do dzisiaj. Jednym z nich są Dziady, święto duchów, czyli historyczna wersja dzisiejszego Halloween. Przełom października i listopada był doskonałym momentem, podczas którego wierzono, że zaciera się granica między światem żywych i zmarłych, a dusze zmarłych wracają do swoich domów.

Zobacz wideo Ciastka na Halloween - pyszne i przerażające!

Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Dziady - zapominane zwyczaje, o których mało kto dziś pamięta

Dziady, czyli przełom października i listopada kojarzy się raczej z mgłą, zimnem i deszczem. Uruchamiano wtedy piece i ogrzewano całe domostwa. Ogień w kominkach zapewniał nie tylko ciepło domownikom, ale był pewnego rodzaju drogowskazem dla duchów. Stąd zwyczaj zapalania zniczy na nagrobkach zmarłych. Jednak to nie koniec, gościa trzeba było odpowiednio ugościć. Toteż w chatach gromadzono jedzenie, napoje i o zachodzie słońca rozpoczynano ucztę dla dusz. Zakazane wtedy były wszystkie głośne czynności, a także takie, które mogły przeszkodzić zmarłym w biesiadowaniu. Nie wolno było wtedy wylewać wody, kisić kapusty, albo chociażby podnosić rzeczy, które spadły na podłogę. Toczące rozmowy mogły dotyczyć tylko zmarłych. Szczególnie dbano wtedy o duchy przedwcześnie zmarłych dzieci. Podobnie jak w mickiewiczowskim dramacie, zostawiano im np. ziarenka gorczycy, ponieważ umierając młodo, jako pacholęta - nie zaznały trosk życiowych, toteż nie mogły znaleźć się w raju.

Przyzywano te dobre duchy, złych się obawiano

Duchy dzielono na dobre i złe. Te dobre zapraszano do domów, ucztowano z nimi. Tych złych się obawiano i to przed nimi zamykano drzwi. Największą trwogę wśród żyjących wzbudzały dusze osób, które zmarły z innych przyczyn niż te naturalne. Samobójcy, topielcy, ofiary zabójstw. To oni skazani byli na wieczne potępienie. Nie było dla nich miejsca w zaświatach, więc błąkali się po ziemskim padole.

Ich ciała chowano zazwyczaj w miejscach, gdzie odebrali sobie życie. Nie mieli wstępu na cmentarze. Podobnie było z nieochrzczonymi dziećmi. Chociaż w tym wypadku, często zbolali rodzice, chcąc wybłagać dla nich zbawieni, małe trumienki zakopywali pod cmentarnym płotem, wierząc, że i tam spadnie, chociaż kropla wody święconej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.