Ja i moja rodzina obchodzimy Halloween, bo to super święto i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej

Podczas gdy ciągle słyszę głosy, jak to Halloween jest wbrew polskiej kulturze, jak bardzo deprawuje niewinne duszyczki itp., ja chcę powiedzieć coś innego: Halloween jest super i uwielbiam je obchodzić z moją rodziną.

"Antychrześcijańskie" Halloween

Kościół katolicki w Polsce od lat ma sprecyzowane poglądy na temat Halloween. Cytując sekretarza generalnego Konferencji Episkopatu Polski bpa Artura Mizińskiego: "to święto antychrześcijańskie i niebezpieczne, które promuje kulturę śmierci, popycha ku mentalności ezoterycznej i magii, atakuje święte i duchowe wartości przez diabelskie inicjacje za pośrednictwem obrazów okultystycznych". Kim ja jednak jestem, żeby spierać się z sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu? Nie zamierzam tego robić, wolę natomiast przedstawić swoją perspektywę: Halloween to radosne święto, które uwielbiam i cieszę się, że przywędrowało do Polski. 

Po wiadomości z kraju i ze świata zajrzyj na Gazeta.pl >>>

Moje Halloween

Od dziecka mieszkam na osiedlu domków jednorodzinnych, których spora część jest wynajmowana przez pracowników amerykańskiej ambasady. 20 lat temu, gdy Halloween funkcjonowało w Polsce jedynie jako wzmianka w podręcznikach do angielskiego, nasza społeczność musiała wypracować swój kompromis. Coroczne walenie do drzwi roześmianych grupek dzieciaków było męczące dla Polaków. Nie mówiąc o tym, że niektórzy czuli się wręcz urażeni. Mentalnie przygotowywali się już do 1 listopada i nie chcieli być częścią hucznej imprezy. Dlatego amerykańskie rodziny w kolejnych latach zawsze wrzucały każdemu do skrzynki liścik o mniej więcej takiej treści: "Będziemy obchodzić Halloween, chcesz bawić się z nami? Wystaw przed dom dynię lub zawieś balonik, wtedy do ciebie zapukamy".

Halloween jest super i nikt nie wmówi mi, że jest inaczejHalloween jest super i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej Fot. Archiwum prywatne

Proste rozwiązanie okazało się najlepsze. Z czasem podobne liściki przestały być potrzebne, stało się bowiem oczywiste, że dom nieprzystrojony to dom bez słodyczy dla przebierańców. Przed moim domem symboliczna dynia też zaczęła się pojawiać. Amerykańscy sąsiedzi zarazili mnie i moich znajomych z osiedla miłością do Halloween, która trwa do dziś. O dziwo, przez te paręnaście lat nikt nie chodził po domach, pytając, "czy chcę porozmawiać o antychryście". Po prostu... wyśmienicie się bawimy.

Coś więcej niż słodycze

Ola Długołęcka w swoim reportażu dla Weekend Gazeta.pl pisała o podejściu Polaków do Halloween, którzy sprowadzają je do rozdawnictwa słodyczy. Nie zgadzam się z tym i zachęcam, aby spróbować podejść do tego święta z podobnym zapałem, co jego twórcy. Dopiero wtedy widać jego prawdziwy urok.

Pamiętam, jak wiele lat temu wracałam ze szkoły do domu. Całkowicie zapomniałam, że akurat wtedy wypadało Halloween. Nagle w połowie mojej uliczki, pustej i pogrążonej w październikowym mroku, zobaczyłam dziwną mgłę lub dym. Zaniepokojona poszłam dalej. Gdy zbliżyłam się do podejrzanego zjawiska, moim oczom ukazał się cmentarz wyczarowany w garażu amerykańskich sąsiadów. Ustawili maszynę do robienia dymu, ze styropianu i tektury własnoręcznie zrobili nagrobki. Ściany garażu zdobiły powycinane z rolek po papierze toaletowym nietoperze. Wszystko wyglądało jak sceneria filmowego horroru. Aż żałowałam, że nie miałam apartu. Zamurowało mnie. Ale z podziwu dla ich ogromnej pracy. 

Halloween jest super i nikt nie wmówi mi, że jest inaczejHalloween jest super i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej Fot. Archiwum prywatne

Jak ja wtedy żałowałam, że nie jest już małą dziewczynką, nie wypada mi przebrać się i latać z torbą na cukierki. W tamtym momencie postanowiłam, że jeśli będę mieć dzieci, chcę stać się częścią wydarzenia, w którym ktoś poświęca wolny czas na malowanie z rodziną sztucznych nagrobków i robienie nietoperzy. Pomyślałabym, że to byłoby wspaniałe, gdybym jako dziecko z rodzicami też dekorowała tak nasz dom, robiła ozdoby (przecież malowanie pisanek jest takie fajne, prawda?) i wymyślała potrawy w stylu "oczy żaby". Wyobrażałam sobie, jaki to musiałby być dla mnie ubaw, widzieć poprzebieranych rodziców, którzy razem z sąsiadami rozpalają grilla na chodniku, po czym urządzają mnie i moim przyjaciołom konkurs na wyławianie zębami jabłek z balii wody. 

Pierwsze Halloween moich dzieci

W kwestii wyboru kostiumów moich dzieci pozostawiam im wolną rękę. Żadne z nich nie chce być ani szatanem, ani upiorem. Raz był kot, raz ludek z piernika, a w tym roku miała być lodówka, ale na szczęście (dla mnie i moich plastycznych umiejętności) stanęło na piratce.

Moja miłość do Halloween wynika też z faktu, że także dorośli bezkarnie mogą się wystroić w najdziwniejsze kostiumy. Nikt krzywo nie patrzy. Ba, choć minimalny akcent stanowi wręcz element halloweenowej etykiety. Pamiętam, jak dwa lata temu do naszych drzwi zapukał mały Darth Vader, za plecami którego stali jego rodzice - Luke Skywalker i księżniczka Leia. Innym razem przed swoim domem pan White z "Breaking Bad" popijał herbatkę z termosu razem z Kopciuszkiem (oboje na oko wiek 40+). Czy to są wspomniane przez Konferencję Episkopatu "diabelskie inicjacje za pośrednictwem obrazów okultystycznych"? Nie wydaje mi się, choć nie twierdzę, że nie bywa strasznie. 

Duchy, wielkie pająki, kościotrupy i pajęczyny (choć ten diabelski obraz raczej nawiedza tylko Perfekcyjną Panią Domu) są także. Przed jednym z domów siedział z cukierkami rodzic w białej hokejowej masce. Mnie nieco zmroziło i na miejscu mojej córki pewnie bym do niego nie podeszła. Ona jednak rozdział historii kina grozy ma jeszcze przed sobą, więc bez oporów ruszyła po cukierki. 

Owszem bywa strasznie. Ale ten rodzaj straszności porównałabym raczej do dreszczyku emocji na rollercoasterze. Zresztą nie do każdego domu trzeba przecież pukać. Te zbyt straszne można ominąć, chyba że wystąpi imperatyw kategoryczny w postaci całych snikersów i świecących bransoletek (wcale nie ma obowiązku rozdawać tylko słodyczy), wtedy bierzemy się za ręce i idziemy razem.

Halloween jest super i nikt nie wmówi mi, że jest inaczejHalloween jest super i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej Fot. Archiwum prywatne

Widzę, że moim dzieciom cała ta zabawa sprawia ogromną radość, a nie rozwija ich lęki. Wręcz przeciwnie. Mam poczucie, że buduje w nich odwagę i pewność siebie. Bo przecież, aby tego snikersa czy bransoletkę dostać, trzeba podejść do obcego dorosłego, wypowiedzieć formułę "cukierek albo psikus". Trzeba przewalczyć nieśmiałość, a czasem strach przed włochatym pająkiem przywieszonym do bramy wejściowej. W naszym przypadku chodzenie po domach ćwiczy też otwartość i język angielski, bo wielu naszych sąsiadów nie mówi po polsku. 

Zdaję sobie sprawę, że specyfika domków jednorodzinnych pozwala przeżywać Halloween inaczej. Warunki stwarzają możliwość nie tylko na rozdawanie cukierków, lecz także na urządzanie halloweenowych gier, fotobudek czy quizów. O tym w Polsce nie mówi się kontekście tego święta, bo i skąd też mamy to wiedzieć? W mediach widzimy Halloween sprowadzone do trzech obrazków: cukierki, dzieci przebrane za kościotrupy oraz oburzonego księdza. Pewnie sama nie miałabym pojęcia, jak bogaty i twórczy może być to czas, gdyby nie możliwość podpatrywania tej tradycji w całej jej okazałości u sąsiadów z USA. 

Zobacz wideo Ciastka na Halloween - pyszne i przerażające!

Pamiętaj o zmarłych, celebruj życie

Ich podejście pokazuje, że Halloween to po prostu kolejny pretekst do imprezy - wspólnego spędzenia czasu, zrobienia czegoś twórczego, zabawnego, ale przede wszystkim robienia czegoś razem: z rodziną i znajomymi, a nawet z sąsiadami, do których przecież tak rzadko mamy okazję zagadać. 

Nie czuję, że coś mi jest narzucane albo też jestem okradana z rodzinnych tradycji. Dzień później pójdziemy całą rodziną na cmentarz. Kupię dzieciom pańską skórkę czy trupi miodek, a pewnie też i balona, i świecące plastikowe okropieństwo spod cmentarnej bramy. Zapalimy znicze. Spotkamy się z bliskimi, zjemy razem obiad. Wspomnimy zmarłych i będziemy celebrować życie. Brzmi znajomo? Wbrew pozorom 31 października i 1 listopada nie różnią się aż tak bardzo. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.