Więcej ciekawych artykułów o dzieciach i dla dzieci znajdziecie na naszej stronie głównej Gazeta.pl.
Benjamin Lloyd to pochodzący z Nowej Zelandii artysta - tatuator. Zasłynął tym, że robi "tatuaże" małym dzieciom. Choć są całkowicie zmywalne, to nie wszystkim internautom spodobał się pomysł mężczyzny. Wśród pozytywnych komentarzy chwalących jego dzieła, są też słowa sprzeciwu wobec inicjatywy. A ta jest słuszna - wbrew pozorom Lloyd ma w pracy pewien szczególny cel.
Benjamin Lloyd robi zmywalne "tatuaże" małym dzieciom. Są to pełnowymiarowe obrazy pokrywające całe ramię czy klatkę piersiową. Są malowane przy pomocy aerografu, więc są nietrwałe. Benjamin robi je maluchom ze Szpitala Dziecięcego Starship w Auckland. Kolorowe "tatuaże" mają za zadanie dodać dzieciom otuchy i pewności siebie, aby łatwiej radziły sobie z chorobą nowotworową. Choć idea jest słuszna i artysta zebrał mnóstwo pozytywnych opinii, to są osoby, którym nie podoba się inicjatywa (komentarze pochodzą z serwisu Facebook z postu użytkownika "5 minut dla zdrowia"):
Nawet jeśli te tatuaże są zmywalne, to przyzwyczajanie ludzi od małego do tego dziadostwa jest chore.
Chore. Trzeba mieć porąbane w tej głowie, żeby tak zrobić własnemu dziecku.
Ohyda, skaza na całe życie.
To dopiero są łby zryte u rodziców.
Na szczęście większość reakcji na inicjatywę jest pozytywna.
Benjamin Lloyd zaczął "tatuowanie" dzieci ze szpitala onkologicznego pięć lat temu. Zaproponował wtedy, że będzie robi maluchom tatuaże, jeśli pod postem zbierze 50 polubień - finalnie zebrał ich 400 000, a liczba ta wciąż rośnie. Wiele osób jest pozytywnie nastawionych do pomysłu i chwali artystę za sprawianie chorym dzieciakom frajdy choć na chwilę (komentarze pochodzą z serwisu Facebook z postu użytkownika "5 minut dla zdrowia"):
Jestem na tak, widać jaką mają frajdę.
Łatwo jest wylewać słowa hejtu. Ten człowiek wpadł na dobry pomysł i fajnie, że dzięki temu dzieci choć na chwilę mogą nie myśleć o chorobie i poczuć się szczęśliwe. Żenujące jest to, że w XXI wieku nadal są ludzie zaściankowi z prostolinijnym myśleniem.
Jak zmywalne są, to jaki to problem? Ważne, że dzieci poczuły choć trochę szczęścia.
Mega fajna inicjatywa. Popieram w 100% … Dzieciaki chociaż na chwilę zapomniały o wszystkim i cieszyły się z tego, co na sobie mają.