Kiedy para bardzo chce mieć dziecko, jednak wszelkie próby i starania kończą się niepowodzeniem, wtedy trzeba znaleźć antidotum. Niektórzy postanawiają zawierzyć prośby i błagania Bogu, żarliwie modląc się o dziecko. Jeszcze inni decydują się na zastosowanie metod, które miałby znacznie wpłynąć na ich płodność.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
W czasach średniowiecza każde małżeństwo było zawierane w jednym celu: aby wydać na świat potomka, który przedłużyłby istnienie rodu. Im więcej dzieci, tym lepiej, ponieważ wysoka śmiertelność, ciągłe wojny, najazdy i grabieże oraz ciągła praca wypływały na to, że przychylniej patrzono na wielodzietne rodziny.
Winą za brak potomstwa obarczano głównie kobiety, których pozycja zarówno na dworze, jak i wiejskiej chacie zależała nie tylko od liczby urodzonych dzieci, ale wydania na świat męskich potomków. To głównie one, potajemnie, pod osłoną nocy, udawały się do wiedźm i zielarek, aby te pomogły im zajść w ciąże. Wtedy też zalecano odpowiednią dietę, ponieważ wierzono, że spożywanie niektórych posiłków może zadziałać odpowiednio na macicę kobiety.
Jednym z powszechnych środków wspomagających rodność kobiety w średniowiecznej Polsce i na Rusi było spożywanie części płciowych wieprza, zająca, koguta i innych zwierząt uchodzących za symbole płodności. Serbowie z kolei w przypadku problemów z prokreacją zalecali polewkę ze starego koguta okraszoną sproszkowanymi jądrami dzika (dla mężczyzny) albo osuszoną i rozmoczoną w wodzie macicą samicy zająca (dla kobiety).
- czytamy na portalu cikawostkihistoryczne.pl, który cytuje słowa Tomasza Kosińskiego z opracowania pt. "Życie erotyczne Słowian".
Jeśli taka dieta, przynosiła efekty w postaci upragnionego dziecka, dalej nie szukano już rozwiązań. Kobiety jadły intymne części wieprza, a dziewięć miesięcy później rodziły kolejne dziecko. Problem pojawiał się, jeśli pomimo takich "smakołyków" ciąży dalej nie było.
Do zwiększenia szansy na posiadanie dziecka zachęcały w średniowieczu także te nieco pogańskie metody i święta. Taka okazja była raz w roku, kiedy świętowano najkrótszą noc w roku. Chodzi oczywiście o tzw. sobótkę, pogańskie święto, podczas którego młode panny plotły wianki, wrzucały je do wody, a chłopcy je wyławiali. Następnie tak połączone pary oddalały się do ciemnego lasu, aby wspólnie szukać kwiatu paproci. Nie wszyscy go znaleźli, jednak dziwnym trafem, dziewięć miesięcy później pojawiały się na świecie dzieci.
Zatem, aby mężczyzna wzmocnił swoje siły witalne, zanim oddalił się ze swoją wybranką w poszukiwaniu kwiatu paproci, wcześnie skakał przez sobótkowe ognisko. Tym bardziej zdesperowanym, cierpiącym na problemy z potencją, miały pomóc okłady części intymnych z odchodów cielnej krowy, które były wymieszane kogucim grzebieniem.