Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Żywienie w placówkach położniczych jest dalekie od ideału, a sam pobyt w szpitalu nie należy do najprzyjemniejszych doświadczeń życiowych. Pomijając warunki lokalowe, chorzy bardzo często narzekają na niesmaczne jedzenie. A przecież zdrowy i pełnowartościowy posiłek powinien być podstawą odżywiania szpitalnego. Żeby być zdrowym, trzeba także przecież dobrze zjeść. Szczególnie ważne jest to dla ciężarnych i położnic, które po porodzie muszą się regenerować, a jeśli dodatkowo karmią piersią, potrzebują jeszcze więcej kalorii, by wyprodukować mleko. Dlaczego w placówkach, które powinny dbać o zdrowie Polaków, nie przywiązuje się wagi do jedzenia?
Rzeczywistość szpitalna bywa brutalna i nie oszczędza nawet kobiet w ciąży czy świeżo upieczonych mam. Jedna z naszych czytelniczek pokazała nam, jak wyglądał jej posiłek po porodzie. Matka skarżyła się na jakość produktów. Przyznała, że jadąc do szpitala, zapakowała torbę pełną jedzenia i wody.
Połowa walizki, którą zabrałam do szpitala była wypełniona jedzeniem i wodą do picia. Gdyby nie fakt, że był to mój drugi poród i wiedziałam, co mnie czeka pod kątem wyżywienia, to chodziłabym głodna.
Kobieta nie wspomina dobrze pobytu w szpitalu względu na to, że było to w okresie pandemii i wprowadzono zakaz odwiedzin. - Trafiłam na okres pandemii, całkowity zakaz odwiedzin, więc mąż nie mógł mnie w tym czasie poratować niczym z zewnątrz. Rozumiem, że szpital to nie hotel z opcją all inclusive, ale jak pacjenci mają dochodzić do siebie, czy skupiać się na małym człowieku, skoro ich podstawowe potrzeby nie są zapewnione? Nie oczekujemy rarytasów i delicji. Nie potrzebujemy łososia, krewetek czy koktajli z jarmużem - podkreśliła i dodała, że jako pacjentka chciałabym dostać jedzenie, które jest nie tylko pożywne, a przede wszystkim świeże i zdrowe.
Czy to tak wiele? Suchy chleb z kawałkiem margaryny? Bułka z liściem czerniejącej już sałaty? Śmiech na sali
- podkreśliła.
Matka na co dzień praktycznie nie korzysta z usług na NFZ, bo termin oczekiwania na wizyty jest zbyt długi i finalnie kończy się spotkaniami z lekarzami prywatnie. Mimo to zdecydowała się na poród w szpitalu publicznym, czego bardzo żałuje.
Jestem upokorzona tym co otrzymuję za własne pieniądze. Na prawdę jestem ciekawa na co idą moje obowiązkowe składki zdrowotne. Może to zabrzmi przesadnie, ale patrząc na niektóre posiłki stwierdzam, że zwierzęta są lepiej karmione. Dopóki główną kategorią w przetargach na catering, będzie cena, to ciężko aby to się zmieniło
- podsumowała.