Dzieci chorują na potęgę. "Więcej czasu w domu, niż w żłobku". Lekarka ma konkretną radę

Sezon jesiennych infekcji daje w kość rodzicom przedszkolaków i maluchów, które chodzą do żłobków. Ciągnące się w nieskończoność infekcje górnych dróg oddechowych sprawiają, że niektóre mamy i taty myślą o tym, żeby na stałe zabrać dzieci z placówek.

Więcej informacji o aktualnej sytuacji w polskim systemie oświaty na stronie Gazeta.pl

Kiedy dzieci zaczynają swoją przygodę ze żłobkiem lub przedszkolem, ich rodzice przechodzą przyspieszony kurs zwalczania rozmaitych infekcji. Jedne maluszki lepiej sobie z nimi radzą i szybciej dochodzą do siebie, inne potrzebują na to więcej czasu i wkrótce znów są chore. Nie ma tu reguły.

To był koszmar. Pierwsze miesiące żłobka córka w większości przesiedziała w domu. Kiedy udało mi się ją wyleczyć, wracała do placówki na dzień, dwa i znów było to samo

- wspomina mama trzyletniej dziś Eleny, która w tym roku poszła do przedszkola.

Nawet zastanawialiśmy się z mężem, czy ją stamtąd nie zabrać, ale pediatra zaleciła cierpliwość. Warto było, bo dziś nie choruje prawie wcale

- dodaje.

Jak rozwija się układ odpornościowy dziecka

Żeby zrozumieć, dlaczego dzieci uczęszczające do żłobków czy przedszkoli często chorują, należy zrozumieć, jak działa układ odpornościowy maluszków od pierwszych chwil życia. Wyjaśnia to lekarka medycyny rodzinnej, dr Monika Piecuch-Kilarowska:

Noworodek rodzi się z tzw. pierwotnym (inaczej wrodzonym) układem odporności, opartym  na otrzymanych przez łożysko od matki przeciwciałach, później przekazywanych także z mlekiem mamy.

- mówi lekarka. Wyjaśnia, że dodatkowo wyposażony jest system barier ochronnych takich jak: skóra, błony śluzowe oraz płyny ustrojowe - krew czy ślina, zawierające wiele substancji przeciwwirusowych czy przeciwbakteryjnych.

Przez pierwszy rok ten mały człowiek poszerza swoje kompetencje odpornościowe poprzez kontakt z wszechobecnymi drobnoustrojami domowego otoczenia. Działają one jak trening dla komórek odpornościowych do nauki "swój" albo "wróg". Część z tych kontaktów przebiega bezobjawowo, część z nich kończy się wystąpieniem objawów infekcji - pierwszych katarów, kaszlu czy biegunki.

- dodaje i przypomina, że z kolei przed patogenami, przed którymi dziecko do ukończenia drugiego roku nie jest się w stanie ochronić - szczepimy od pierwszych dni życia.

Zobacz wideo Sylwia Nowak od 3 lat stara się o dziecko. Ludzie mówią, że jest "karierowiczką"

Żłobkowe starcie z nowymi wirusami 

Kiedy dziecko rozpoczyna swoją przygodę ze żłobkiem, początki bywają bardzo trudne. Gdy rodzicom uda się zażegnać jedną infekcję, pojawia się kolejna. Niektórzy rodzice mają wrażenie, że ich dzieci więcej czasu są chore niż zdrowe. W następnym kroku roczniak, z nadal niedojrzałym układem immunologicznym, trafia do żłobkowej grupy, w zupełnie nowe środowisko. 

Kontakt z nową bazą wirusów, bakterii (choćby w nosogardłach nosicieli bezobjawowych) czy alergenów oraz przejściowy stres związany z rozstaniem z rodzicami, skutkuje scenariuszem dobrze znanym rodzicom - powtarzających się katarów, kaszli czy biegunek. To nadal trening dla układu odpornościowego, tylko w bardzo intensywnej wersji

- wyjaśnia dr Monika Piecuch-Kilarowska. Dodaje, że o ile przy pierwszym kontakcie z nowym wirusem, przebieg samej infekcji jest przykry i męczący dla dziecka i rodzica, to gdy maluszek zetknie się z tym patogenem po raz kolejny - będzie już przygotowany i uzbrojony w przeciwciała, co zaprocentuje zdecydowanie łagodniejszym przebiegiem. Lekarka radzi uzbroić się w cierpliwość, bo w tych pierwszych latach życia infekcje najpewniej będą się często powtarzały:

Mniej więcej do szóstego, siódmego roku życia układ odpornościowy dziecka nabiera dojrzałości, co oznacza, że przeciętnie 10-12 razy w ciągu roku będzie chore. Najczęściej na łagodne zakażenia wirusowe górnych dróg oddechowych

 - dodaje. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.