Więcej historii rodziców przeczytasz na Gazeta.pl.
Najpierw zadzwonili do teściowej, która miała zająć się ich starszym dzieckiem. Potem natychmiast ruszyli do szpitala. W połowie drogi Magda czuła już, że będzie im ciężko dojechać do szpitala na czas, jednak mąż uspokajał ją, że na pewno się wyrobią. Mały Aleksander nie chciał jednak czekać. W pewnym momencie w samochodzie rozległ się krzyk kobiety, że zaczyna rodzić. Mąż jeszcze nie dowierzał.
Oluś po prostu wyszedł mi na dwie dłonie, potem wzięłam go w górę, klepnęliśmy, bo nie zapłakał. Bartek podał szybko kocyk, włączył ogrzewanie i tym oto sposobem znaleźliśmy się pod samym szpitalem
- opowiadała kobieta dziennikarzowi TVN24.
Kiedy ich synek był już na świecie, spanikowany tata pobiegł do szpitala, żeby prosić o pomoc. Na parking przybiegła Elżbieta Lebiedź, położna oddziałowa na Oddziale Intensywnej Opieki Neonatologicznej Szpitala Ginekologiczno-Położniczego Ujastek. Kiedy zajrzała przez szybę samochodu, zobaczyła, że Olek jest już w ramionach mamy.
Weszłam do środka od strony kierowcy, żeby dodatkowo nie stresować nowo narodzonego dziecka. Porozmawiałam z mamą. Dziecko było różowe, mama bardzo zestresowana. Pępowina była zachowana, a łożysko jeszcze było w macicy
- relacjonowała położna. Maluszek był cały i zdrowy. Otrzymał 9 pkt w skali Apgar.