Wrócił z placu zabaw i "zaczął gasnąć". Wychodzą na jaw nowe fakty w sprawie śmierci dwulatka

We włoskim miasteczku Longarone nieopodal Wenecji zmarło dziecko. Dwuletni Nicolo wraz z ojcem przebywał na placu zabaw. Kiedy wrócili do domu, chłopiec "nagle zaczął gasnąć". Prokuratura bada okoliczności zdarzenia.

Więcej wiadomości ze świata przeczytasz na Gazeta.pl.

28 lipca dwuletni Nicolo Feltrin i jego ojciec poszli razem na plac zabaw. Kiedy wrócili do domu, mężczyznę zaczęło niepokoić zachowanie chłopca. Dwulatek był otępiały i wydawał się osłabiony. Jak podaje "La Republica" ojciec twierdził, że dziecko mogło zatruć się toksynami na placu zabaw. Kiedy jego stan się pogorszył, mężczyzna – 41-letni drwal – zabrał go do szpitala w Pieve di Cadore. Chłopiec trafił na izbę przyjęć z niewydolnością oddechową i wolnym rytmem serca. 

Zobacz wideo

Prokuratura bada okoliczności zdarzenia

Ojciec powiedział lekarzom, że Nicolo zjadł coś dziwnego, brązową substancję, którą natychmiast wyjął z ust w parku pod domem. Pomimo jego sugestii włoscy śledczy od początku twierdzili, że mało prawdopodobne jest to, aby chłopiec zatruł się toksynami.

3 sierpnia przeprowadzono sekcję zwłok, a jej wyniki potwierdziły, że zmarł z powodu zatrzymania akcji serca po zatruciu. Jak informują lokalne media, sprawa może mieć związek z narkotykami, które znaleziono w domu rodziców. Prawdopodobnie dziecko połknęło haszysz.

Do końca nie wiem, co mogło się stać. Nie mogę nawet patrzeć na zdjęcie mojego dziecka

- powtarza ojciec chłopca, który - jak donosi Il Gazzettino - jest podejrzany o zabójstwo chłopca. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.