Alkoholowa impreza pod płaszczykiem urodzin dziecka. Wino, tłum dorosłych, a na balonach "roczek Zosi"

Poszłam ze znajomymi na kolację do restauracji. Część sali wynajęto na potrzeby imprezy. Sami dorośli, ścianka z balonami i kelnerzy dolewający gościom wina. Do tego obrazka nie pasował jeden szczegół - wielki złoty napis "Roczek Zosi" na ściance. "No i gdzie jest Zosia?" - zapytała mnie koleżanka, próbując wypatrzeć wśród zgromadzonych jakiekolwiek dziecko.

Nigdy nie zostałam zaproszona na urodziny rocznego dziecka. Obraz swoich mam zakodowany w głowie przez zdjęcia z albumu rodzinnego. Przewijały się tam następujące elementy: tort, zabawki, rodzice, babcia i mój szeroki uśmiech. Koleżanki również organizowały swoim kilkulatkom skromne, rodzinne uroczystości, w których to dziecko było w centrum uwagi, a fotografie miały być pamiątką na lata. Okazuje się jednak, że nie wszyscy mają takie podejście.

Alkoholowa impreza pod płaszczykiem urodzin dziecka

Więcej artykułów o tematyce parentingowej przeczytasz na stronie Gazeta.pl.

Zobacz wideo

W pewien sobotni wieczór wraz z grupą znajomych poszłam na kolację do restauracji. Muzyka, chłodne wnętrze w industrialnym stylu, bogata karta dań i drinków. Naszą uwagę przykuło przyjęcie, w wynajętej strefie obok. Przy bardzo długim drewnianym stole siedziało kilkanaście osób. Kobiety na szpilkach w modnych sukienkach oraz eleganccy mężczyźni w koszulach i marynarkach. Jedli wykwintne dania, żywo dyskutując, a kelner krążył wokół, donosząc im wina. Na pierwszy rzut oka wyglądało to, jak impreza służbowa, albo urodziny, ale w rogu sali ustawiono wielką ściankę balonową. Założyliśmy, że są to zaręczyny. Po chwili zauważyliśmy jednak wielki, złoty napis na środku ścianki. "Roczek Zosi" wyglądał groteskowo na tle tego obrazka.

No i gdzie jest Zosia?

- zapytała nas koleżanka, próbując wypatrzeć dziecko wśród zgromadzonych.

Zosi nie było. Podejrzewam, że solenizantka poszła spać po godzinie 20, zanim impreza rozpoczęła się na dobre. Gdy opuściliśmy lokal po godzinie 22 zabawa wciąż trwała w najlepsze i nic nie wskazywało na to, aby miała się zaraz skończyć. Było głośno, goście żywo dyskutowali, wina ubywało. I nie ma niczego złego w odpowiedzialnych, bawiących się dorosłych. Nasunęło nam się tylko jedno pytanie:

Dlaczego organizować własną imprezę pod płaszczykiem urodzin dziecka?

Czasem lepszy jest brak powodu, niż ten naciągany i spychający potrzeby malca na dalszy tor. W końcu Zosię musieli pewnie odwieźć do domu rodzice, gdzie czekała na nią babcia lub opiekunka. Pozbyć się, jak problemu w jej własne urodziny. Dziwniej, jeśli na imprezie bawił się tylko jeden z organizatorów, ale przynajmniej goście zobaczyli, że młodzi rodzice mają gest.

Wyobraziłam sobie, że w rodzinnym albumie zamiast zdjęć z zabawkami i tortem, widzę libację rodziców, którzy tłumaczą mi, że tak hucznie świętowali moje pierwsze (!) urodziny. Szkoda tylko, że na pokaz i beze mnie. Oby Zosia nigdy nie doszła do podobnego wniosku.

Więcej o:
Copyright © Agora SA