Więcej tematów związanych z wychowywaniem dzieci na stronie Gazeta.pl
W ostatnich latach celebrytki m.in. w mediach społecznościowych zaczęły otwarcie opowiadać o swoich doświadczeniach (nie tylko tych dobrych) związanych z macierzyństwem. W ten sposób utorowały drogę pozostałym kobietom, które przekonały się, że mają prawo do tego, aby w roli mamy nie zawsze spełniać się na sto procent. I nie czuć się z tym źle.
Jedna z naszych czytelniczek (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) napisała do nas maila, żeby podzielić się swoimi przemyśleniami związanymi z obowiązkami rodzicielskimi. Skłonił ją do tego półmetek wakacji i widmo kolejnego roku szkolnego.
I znów się zacznie mój największy rodzicielski koszmar - konieczność chodzenia na szkolne wywiadówki. Mam dwoje dzieci w szkole podstawowej, więc przez cały rok tych zebrań jest naprawdę sporo, pocę się na samą myśl o każdym.
- napisała.
Moje dzieci uczą się dobrze, nie ma na nich skarg, więc nie z tego wynika moja niechęć. Po prostu nie znoszę takiej straty czasu. Siedzimy w tych ciasnych ławkach godzinę lub półtorej i debatujemy nad wysokością składki na papier do drukarki, dzbanek filtrujący czy kwiaty na dzień nauczyciela. Wszystko można załatwić w kilku mailach. Serio
- kontynuuje swoją wiadomość czytelniczka eDziecka.
No nie znoszę tego i nic na to nie poradzę. Siedzę tam jak za karę, bo jak nie pójdę, to wybiorą mnie do trójki klasowej. Siedzę, rozglądam się po innych znudzonych twarzach i próbuję wyłapać rodziców, którzy podobnie jak ja co chwilę zerkają na zegarek w nadziei, że się zepsuł i dlatego czas stanął w miejscu
- dodaje.
Kobieta napisała, że kiedyś zwierzyła się znajomej mamie ze swojej niechęci do wywiadówek w nadziei, że znajdzie w niej sojuszniczkę bojkotu zbyt częstych zebrań. Niestety tak się nie stało, zamiast tego usłyszała, że to dziwne, że nie interesuje jej, co się dzieje u jej dzieci w szkole.
Długo wydawało mi się, że coś ze mną nie tak. Wychodziłam przygnębiona z wywiadówek, że nie interesuje mnie szkolne życie moich dzieci. A przecież interesuje. Pomagam im w lekcjach, przepytuję przed sprawdzianami, wysłuchuję kolejnych koleżeńskich dramatów i pomagam rozwiązać problemy
- pisze mama.
Dziś, gdy moje dzieci są już starsze i ostatecznie porzuciłam płaszczyk wiecznie przepełnionej poczuciem winy niedoświadczonej rodzicielki, nie wstydzę się tego przynajmniej przed samą sobą. I w końcu myślę, że jestem wystarczająco dobrą mamą dla swoich dzieci
- kończy swoją wiadomość.
A Wy? Macie podobne doświadczenia związane ze szkolnymi wywiadówkami? Potraficie się przyznać do tego, za czym nie przepadacie w macierzyństwie lub ojcostwie? Dajcie znać w komentarzach.