• Link został skopiowany

Polska mama z Kalifornii. "Od kiedy urodziła nam się córka, odkładamy pieniądze na jej studia"

Beata od ponad 20 lat mieszka w Kalifornii, w malowniczym i upalnym Palm Springs. USA to jej dom i zwieńczenie marzeń. Wraz z mężem Jonathanem wychowują 13-letnią Victorię. Dziewczyna marzy o aktorstwie, a rodzice robią wszystko, żeby pomóc jej to marzenie spełnić.
Victoria uwielbia jazdę na łyżwach.
archiwum prywatne

Więcej tematów związanych z życiem rodzinnym na stronie Gazeta.pl

Ewa Rąbek: Jak trafiłaś do USA? 

Najpierw poleciałam tam, żeby pozwiedzać. Kiedy miałam 20 lat, wzięłam urlop dziekański w Akademii Morskiej w Szczecinie, gdzie się uczyłam, i poleciałam do Filadelfii. Znalazłam tam pracę w biurze podróży i polonijnej stacji TV. Później latałam między Europą i USA, kończyłam studia, pracowałam, sporo się działo. Już wtedy jednak wiedziałam, że Ameryka to moje miejsce na ziemi, że tam zamieszkam na stałe. 

Poznałaś swojego aktualnego męża, zakochałaś się i już tam zostałaś...

Nie do końca. Jonathana, który jest Kalifornijczykiem, poznałam dużo później w Berlinie, gdy pracowałam jako tłumaczka. Już wtedy na dobre byłam zakochana w Stanach... Jonathan pracuje jako inżynier dla armii amerykańskiej, nadzoruje budowę i konserwację baz amerykańskich w Europie. Często podróżuje, na szczęście to lubi, bo gdy ma wolne, podróżujemy wspólnie (śmiech)

 

Zamieszkaliście w Palm Springs. Dlaczego właśnie tam? 

Jonathan tu się wychowywał i tu mieszkają jego rodzice. No i my od 15 lat. A od 13 razem z naszą córeczką Victorią. Uważam ze Palm Springs jest najpiękniejszym miejscem w Stanach. Zwiedziłam prawie wszystkie, więc mogę śmiało wydać taką opinię. Dolina Coachella jest niesamowita, otoczona najwyższymi górami w Kalifornii południowej. Słońce świeci tu 360 dni w roku i tutaj mają swoje domy najbogatsi ludzie na świecie jak chociażby Bill Gates czy Kim Karadshian. To miejsce już w latach 50. odkryły gwiazdy Hollywood. Elvis Presley spędził tu swój miesiąc miodowy, Marylin Monroe często odwiedzała Palm Springs, a zapalony gracz w golfa - Walt Disney - także miał tu swój dom i do dziś stoi słynna fontanna, którą sprezentował miastu. A jak ktoś ma za dużo pieniędzy, to może sobie wynająć dom Franka Sinatry ze słynnym basenem w kształcie fortepianu (śmiech).

Rozumiem, że nie miałaś problemu z zaaklimatyzowaniem się?

Żadnego! Zamieszkanie w Kalifornii było zwieńczeniem moich marzeń i jestem wdzięczna losowi, że tak się właśnie stało i że mogę tu mieć maleńki kawałek raju tylko dla siebie. Zmieniając styl życia na kalifornijski, zmienia się podejście do wszystkiego m.in., diety, sportu. Dzięki słońcu i suchemu klimatowi sporo czasu spędza się na zewnątrz, m.in. uprawiając górskie wędrówki. Są kaniony, które też są nie lada wyzwaniem i oazy palmowe. Mamy kolejkę górską, która w zaledwie 10 minut zabierze nas na szczyt, gdzie temperatura obniża się o 20 stopni Celsjusza. Dzięki aktywności fizycznej i dużej dawce witaminy D ludzie są tutaj pogodni, nie narzekają, panuje pokój i radość.

 

Jak znosisz kalifornijskie upały?

Już do nich przywykłam. Lato potrafi być piekielne, z temperaturami dochodzącymi nawet do 48 stopni Celsjusza, ale wszechobecne baseny i bogactwo innych atrakcji na zewnątrz pomagają je przetrwać. Poza tym w czasie dwóch najgorętszych miesięcy najczęściej podróżujemy po Europie, odwiedzamy Polskę.

Victoria mówi po polsku?

Oczywiście, jest w końcu córką mamy-edukatorki (śmiech). Po polsku mówi biegle, trochę gorzej u niej z czytaniem i pisaniem, ale jak trzeba, daje sobie radę. Swojego czasu prowadziłam małą szkołę językową w Palm Springs, Victoria miała dzięki temu kontakt z dwujęzycznymi dziećmi, głównie z rodzin mieszanych, jak nasza. Zależało mi, żeby znajomość ojczystego języka matki była u niej co najmniej dobra. I tak się stało. 

W USA kładzie się duży nacisk na to, żeby dzieci od najmłodszych lat uprawiały dużo sportu. Jak to jest w przypadku Victorii?

Moja córka to bardzo żywy i ruchliwy mały człowiek. Wszędzie jej pełno, ma radosne usposobienie. Od małego kocha grę na pianinie, balet, jazdę na łyżwach. No i pływa od pierwszego roku życia.

 

Tak szybko? Niektóre dzieci w tym wieku nawet jeszcze nie chodzą. Nie mówiąc o pływaniu... 

Tu prawie w każdym domu jest basen. To tu standard, a nie jak w Polsce - przywilej najbogatszych. Czytałam ostatnio, że w stanie Kalifornia jest 1,18 mln basenów prywatnych, z czego aż 70 proc. w południowej Kalifornii. Z tego powodu zapoznanie dziecka z wodą od najmłodszych lat jest ważne, chociażby ze względów bezpieczeństwa. Tu niektóre maluszki już świetnie pływają.

Wy też macie basen?

Korzystamy z osiedlowego basenu, do którego mają dostęp także nasi sąsiedzi. W związku z tym, że często jeździmy na wakacje do Polski, utrzymywanie prywatnego basenu nie miałoby sensu. Miesięczna opłata w wysokości 800 dolarów (ok. 3,7 tys. zł) pozwala nam na korzystanie nie tylko z basenu, ale i kortów tenisowych, siłowni i całej masy innych rzeczy. 800 dolarów to sporo, ale możliwość korzystania z basenu, czy to prywatnego, czy osiedlowego jest niejako wpisana w koszty życia w Kalifornii. Victoria przez kilka lat uczęszczała na lekcje w akademii pływania, brała udział w zawodach. Gdy skończyła trzy lata, rozpoczęła się jej przygoda z baletem w Akademii Baletu Valerie Mahabir w Rancho Mirage. To studio, które posiada certyfikowane nauczanie RAD, a RAD to Royal Academy of Dance, czyli królewska Akademia Tańca z siedzibą w Anglii. Wspiera ją Królowa Elżbieta II. Co roku Victoria podchodziła do egzaminu, a dobre oceny z niego będzie mogła wykorzystać w późniejszej aplikacji na studia. Z baletem zresztą wiążą się wspaniale przygody, chociażby udział w słynnej produkcji "Dziadek do Orzechów" wraz z moskiewskim baletem. Victoria dostała główną rolę i tańczyła z prawdziwą prima baleriną. Taniec w prestiżowej Akademii Baletowej pomógł jej w przygodzie z łyżwami.  

Zobacz wideo Co do zasady dziecko rodzi się zdrowe. Rodziców czeka jednak dużo stresów związanych ze stanami adaptacyjnymi noworodka

Jazda na łyżwach w upalnej Kalifornii? 

Tak, nie ma w tym nic dziwnego (śmiech). Mamy tu sporo lodowisk. Victoria brała udział w wielu konkursach i recitalach. Zdobyła złote i srebrne medale dla stanu Kalifornia. W międzyczasie był też epizod gimnastyki artystycznej, co pomagało jej się rozciągnąć, a to ważne w jeździe na łyżwach. Gdy Victoria poszła do gimnazjum, jej przygoda z łyżwami się skończyła, bo musiała więcej czasu poświęcić nauce. Teraz gra w szkolnej drużynie siatkówki. Gra też w tenisa, a ze względu na to, że mieszkamy w dolinie Palm Springs, ma możliwość grać na zewnątrz praktycznie przez cały rok szkolny.  

 

Czyli ważna rola sportu w życiu dzieci i młodzieży to nie tylko stereotyp z filmów o amerykańskich nastolatkach. 

Absolutnie nie. W USA sport to nie tylko zdrowa aktywność dla dzieci i forma zabawy, ale także możliwość wybicia się, osiągnięcia sukcesu, jeśli tylko któreś ma odrobinę talentu w jakiejś dziedzinie. Poza tym udział w różnego rodzaju aktywnościach jest doceniany w czasie starania się o miejsce na wyższych uczelniach, tak, jak wspominałam o tym w przypadku baletu u Victorii. Za niektóre aktywności sportowe dzieciaki otrzymują dodatkowe punkty. Zbierają je przez lata i później, gdy aplikują o miejsce w szkole wyższej, dostają za to dodatkowe punkty i mają większą szansę znaleźć się na wymarzonej uczelni. Dlatego właśnie rodzice tak bardzo dbają o to, żeby ich dzieci były bardzo aktywne i miały dużo różnych umiejętności.

Czy Victoria wybrała już studia?

Chce być aktorką. Nie wybrała jeszcze szkoły, ale na pewno będzie to któraś z tych w Los Angeles, jest ich tam naprawdę dużo.

Jak wiadomo, koszt studiów w USA jest spory. Jesteście na to przygotowani?

Rok nauki w USA, w zależności od szkoły, kosztuje 35-60 tys. dolarów (160-280 tys. zł). Tu rodzice odkładają na to fundusze praktycznie od narodzin dziecka. Też tak robimy. To nie tylko środki na studia, ale też takie, które zabezpieczą w jakiś sposób przyszłość dziecka, np. pozwolą mu kupić mieszkanie. Dodatkowe punkty zbierane przez lata za aktywności związane z muzyką czy recytowaniem pomogą jej dostać się do szkoły, ale i dadzą szansę na stypendia i dofinansowania, których w USA jest całkiem sporo. Po wakacjach Victoria  pójdzie na zajęcia tzw. acting class, które ją przygotują do egzaminów. Są bardzo drogie, kosztują ok. 100 dolarów (ok. 460 zł) za lekcję, a trzeba ich odbywać kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt. Zaczęła już wysyłać filmiki na różne castingi. 

 

A jest coś w amerykańskiej mentalności, do czego wciąż nie możesz przywyknąć?

Tak. Nie narzekają, mają na wszystko pozytywną odpowiedź, zawsze mówią: wszystko będzie dobrze, nie ma problemu. A czasem po prostu trzeba sobie ponarzekać, pogadać o prozie życie (śmiech). Oni zawsze mają rozwiązanie problemu, a jeśli nie, nie mówią o tym. Poza tym na wszystko mają czas, nigdy się nie spieszą. A ja jestem takim raptusem, chciałabym wszystko i szybko. Tu się tak nie da, a chętnie bym ich nieraz pogoniła...

Tęsknisz jeszcze za czymś z Polski?

Nie, zupełnie niczego mi tu nie brakuje, szybko przyzwyczaiłam się do amerykańskiego stylu życia. Pamiętam jednak, że na początku nie mogłam zrozumieć, dlaczego wszystkie potrawy są tu takie pikantne. Sporo czasu zajęło mi przywyknięcie do kalifornijskiej, ostrej kuchni, ale teraz nie mogę żyć bez dań z dodatkiem papryczki chilli czy jalapeno. Za polską kuchnią nie tęsknię, bo jest ciężka i za każdym razem jak jestem w Polsce, przybywa mi parę kilogramów. Czasem, gdy pomyślę o zielonych trawnikach, parkach lasach, jeziorach i o morskiej bryzie, zaczynam myślami wracać do rodziny. Póki możemy, staramy się latać do Polski na wakacje, bo najważniejszą rzeczą, za którą się tęskni, jest serce, a serce zawsze jest tam, gdzie rodzina.

Więcej o: