Więcej wiadomości ze świata przeczytasz na Gazeta.pl.
Sąd oskarżył Lesly Lisbeth Ramirez o "odebranie życia noworodkowi". Stwierdzono, że dziecko miało na szyi sześć ran ciętych. W rzeczywistości w nocy 17 czerwca 2020 roku 19-letnia wówczas Ramirez poczuła, że boli ją brzuch i musi iść do łazienki. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że właśnie roni. Dopiero kiedy zobaczyła płód w toalecie, zrozumiała, co się wydarzyło. Jej spanikowana rodzina zadzwoniła po policję i zabrała ją do szpitala.
W związku z restrykcyjnym prawem antyaborcyjnym w Salwadorze, gdzie prawo zabrania przerywania ciąży bez względu na okoliczności, zaledwie dziesięć dni po tragicznej stracie została wezwana do sądu na pierwszą rozprawę. Zakaz antyaborcyjny dotyczy także sytuacji, w których życie kobiety jest zagrożone.
Jeśli wiem, że powinienem ratować pacjentkę, nie mogę, bo zarodek jest wciąż żywy. Musimy więc czekać, aż zacznie się krwotok, inaczej interwencja będzie nielegalna
- mówił Amnesty International jeden z medyków.
Dziewczyna nie mogła się na niej pojawić, ponieważ dochodziła do siebie po poronieniu. Konieczna była m.in. transfuzja krwi. Jeszcze tego samego dnia zabrano ją do więzienia.
Po raz pierwszy w takim przypadku zastosowano maksymalny wymiar kary. 21-letnia Lesli została skazana na 50 lat więzienia. Sąd uznał, że kobieta dokonała zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.