"Karmiła piersią, a obok lała się wódka". Co noworodek robił na weselu? [List do redakcji]

Wesele to niezwykle ważne wydarzenie dla wielu. Wokół uroczystości narastają kontrowersje, spory. Jedną z takich delikatnych kwestii jest przyprowadzenie na wesela dzieci. Szczególnie tych najmłodszych.

Napisała do nas czytelniczka, która była na przyjęciu weselnym, na który zaproszenie przyjęła również para młodych rodziców. Trudno jest jej zrozumieć, po co rodzice zabrali dwutygodniowego noworodka na tego typu wydarzenie.

Karmiła piersią, obok lała się wódka

Niespełna miesiąc temu celebrowaliśmy ślub znajomych. Dzień był piękny, uroczystość dopracowana, byłam pod ogromnym wrażeniem. Kiedy zajęłam swoje miejsca na sali, na której razem z nami było prawie 90 innych gości, okazało się, że naprzeciwko siedzi dalsza koleżanka z mężem. Nie byłoby w tym nic nienormalnego, gdyby nie fakt, że dwa tygodnie wcześniej urodziła dziecko. Przy stole miejsce zajmowała więc Ona, z noworodkiem owiniętym w koc i jej mąż.

Chyba ciężko było mi ukryć moje zaskoczenie, ale pomyślałam, że może wpadli na chwilę, symbolicznie pobyć z przyjaciółmi w tak ważnym dla nich dniu. Zostali kilka godzin, pożegnali się z nami po 22:00. Czy tylko dla mnie to absurdalne?

Muzyka, światła, tłum ludzi, alkohol i ona karmiąca piersią przy stole

Kiedy nie karmiła, wkładała synka do wózka i partner wychodził z nim na zewnątrz. Wracali i sytuacja się powtarzała. Nie słyszałam, żeby dziecko bardzo płakało, ale nie czułam, żeby chociaż jego rodzice mieli swobodę i przestrzeń do świętowania. Byli skupieni na dziecku, po co więc go męczyć w takich warunkach?

Może się mylę

Być może moja reakcja jest nieadekwatna do sytuacji i staram się bardzo akceptować inną perspektywę. Wciąż jednak pozostaje mi niesmak, kiedy widzę, jak przy stole goście polewają wódkę, a ona siedzi z noworodkiem przy piersi.

Są chyba takie momenty w naszym życiu, w którym imprezy mogą zejść na boczny tor. Narodziny dziecka, według mnie są dokładnie takim czasem. Fajnie, że chcieli pobyć z przyjaciółmi, dzielić z nimi tę chwilę, ale może wystarczyłoby przyjść do kościoła?

Nie rozmawiałam z nikim, poza moim partnerem. Chciałabym jednak, żeby takich sytuacji było jak najmniej, stąd mój manifest. Z wykształcenia jestem położną i mam wiedzę o tym, jak może czuć się dziecko w pierwszych dniach życia, jak funkcjonuje jego układ nerwowy. Kilkugodzinne wystawienie na taką ilość bodźców nie może być dla niego komfortowe.

Jakie jest Państwa zdanie? Może macie podobne doświadczenia? Napiszcie do nas na adres: edziecko@agora.pl

Więcej o: