Irina i jej mąż stracili wszystko przez wojnę. Teraz tracą jedynego syna. 3-letni Miron nie ma już siły walczyć

Cierpienie jest nie do zniesienia. Rozrywa wewnętrznie, porusza. Kiedy patrzę na twarz małego Mirona, czuję ból. Nie umiem sobie wyobrazić, co przeżywa jego matka. Irina pisze - Mój syn umiera na moich rękach, a ja nie mogę nic zrobić.

Napisała do nas czytelniczka, z prośbą o wsparcie zbiórki na leczenie Mirona. Każda kolejna wiadomość, zdjęcia chłopca, w wieku mojej córki, powodowały rozbicie. Nie godzę się na takie cierpienie dzieci, ale nie mam mocy, by do niego nie dopuścić. To, co mogę zrobić, ja i każdy z nas, to pomóc. Temu małemu chłopcu, który stracił zdrowie, potem dom w wyniku okrutnej wojny. Ma kochających rodziców i ich wolę walki. Sam jest coraz słabszy. Oto co napisała Irina, jego matka.

Morfina nie pomagała

Jestem Irina, mam męża Igora i trzyletniego synka Mirona. Pochodzimy z miasta Kramatorsk w obwodzie donieckim na Ukrainie. Byliśmy szczęśliwą rodziną do czasu, aż nasz synek zaczął narzekać na ból brzuszka i wymioty. Początkowo lekarze lekceważyli objawy, powiedzieli, że to zwykłe przeziębienie, następnie podejrzewali COVID lub zapalenie stawów. Dopiero gdy pojawił się silny ból nóżek i nasilił się do tego stopnia, że synek tylko leżał i płakał, że nawet morfina nie pomagała, zaczęli robić badania, po których w styczniu 2021 r. dowiedzieliśmy się, że nasz synek jest śmiertelnie chory! Neuroblastoma IV stopnia z przerzutami do trzustki, wątroby, mięśnia rączki, węzłów chłonnych, kości, opłucnej i szpiku kostnego. Zaraz po diagnozie okazało się, że w naszym kraju nie ma dla nas ratunku.

Lekarze kazali nam pożegnać się z synem
Na zdjęciu: Miron w objęciach mamy, Iriny.
Na zdjęciu: Miron w objęciach mamy, Iriny. Fot. Archiwum prywatne.

Nie mogliśmy się poddać, więc zaczęliśmy szukać pomocy poza granicami. Po kilku dniach dostaliśmy odpowiedź od kliniki w Barcelonie, gdzie nasz syn dostał szansę na ocalenie życia. Ale kwota za leczenie okazała się dla nas nieosiągalna, nasze oszczędności nie wystarczyły, więc musieliśmy zwrócić się do ludzi o wielkich sercach o pomoc w zebraniu tych funduszy. Dzięki dobrym ludziom udało się i zaczęliśmy intensywne leczenie w Barcelonie, na które synek zaczął reagować i pokonaliśmy kilka przerzutów w tkankach miękkich. Niestety w kwietniu, po roku walki z rakiem, badanie pokazało, że Miron ma dwa nowe przerzuty w kościach czaszki, a teraz w maju nowotwór dał trzy przerzuty do mózgu.

Synek od razu przeszedł dwa cykle intensywnej chemioterapii, po której leżał bezwładnie na szpitalnym łóżku, a jego żyłki wypełniała morfina, kroplówki zastępujące jedzenie oraz w ciągu kilku dni dostał kilkanaście jednostek nowej krwi! W czasie drugiego cyklu nowej chemioterapii okazało się, że pieniądze na leczenie się skończyły, a my dostaliśmy nowy kosztorys na kwotę 700 tys zł. Pieniądze musimy jak najszybciej przelać do szpitala... bez nich grozi nam przerwanie leczenia, a wtedy nasze dziecko bezpowrotnie straci szansę na życie.

Na zdjęciu: Miron w szpitalnym łóżku.
Na zdjęciu: Miron w szpitalnym łóżku. Fot. Archiwum prywatne.

W naszym kraju trwa wojna

Na domiar złego w naszym kraju trwa wojna, a 18 marca w naszą kamienicę, nasze przytulne mieszkanie uderzyła rakieta, całkowicie je niszcząc… zdaliśmy sobie sprawę, że zostaliśmy bez dachu nad głową i bez środków finansowych, by pomóc naszemu jedynemu synowi. Mój mąż, czyli tata Mirona na szczęście przeżył ostrzał naszego miasta, ale są ofiary wśród naszych sąsiadów.

Na zdjęciu: Zniszczona przez wojska rosyjskie kamienica, w której mieszkała rodzina.
Na zdjęciu: Zniszczona przez wojska rosyjskie kamienica, w której mieszkała rodzina. Fot. Archiwum prywatne

Igor jest na Ukrainie i nie może przyjechać do nas z powodu wojny, a ja i mój syn jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Mąż każdego ranka budzi się ze strachem, że może nie przeżyć tego dnia, a tysiące kilometrów dalej o życie walczy jego jedyny syn... Obecnie nasza sytuacja jest tragiczna, straciliśmy już niemal wszystko, po prostu nic nie mamy, a jedyne co trzyma nas przy życiu i daje nam siłę to nadzieja, że nasz synek pokona raka i wyzdrowieje, ale sami sobie z tym nie poradzimy, dlatego prosimy każdego z was o pomoc w dalszej walce o życie Mirona. Jeśli nie zdołamy zapłacić za leczenie, nasz synek straci szansę na życie. Nie możemy na to pozwolić.

Jeżeli państwa również poruszyła historia Mirona, możecie pomóc tutaj. Liczy się naprawdę każda złotówka. Wspólnie możemy uratować życie.

Więcej o: