Szli z niemowlęciem po zamarzniętym jeziorze. Nagle lód pękł. "Dziecko z helikoptera wyglądało na lalkę"

Do niebezpiecznej sytuacji doszło nad jeziorem Braies we Włoszech. Rodzice z czteromiesięcznym niemowlęciem spacerowali po zamarzniętej tafli, gdy nagle lód pękł. "Dopiero kiedy zszedłem niżej, zrozumiałem, że to jest maleńkie dziecko" - mówi ratownik, który początkowo wziął malca za lalkę.

Sytuacja miała miejsce rankiem w Niedzielę Wielkanocną. Wówczas rodzina z Mediolanu zdecydowała się na spacer wzdłuż jeziora Braies we Włoszech. Miejsce to jest wyjątkowo atrakcyjne dla turystów, gdyż rozciąga się z niego widok na malownicze pasma górskie, należące do Alp Wschodnich. Latem wiele osób przyciąga w to miejsca szmaragdowy kolor wody. Zimą, kiedy tafla jest zamarznięta, wchodzenie na nią jest kategorycznie zabronione. Niestety, nie wszyscy stosują się do tego zakazu. Tak było w przypadku rodziców z czteromiesięcznym niemowlęciem, którzy postanowili wejść na lód.

Szli z niemowlęciem po zamarzniętym jeziorze

Więcej artykułów dotyczących aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie Gazeta.pl.

Zobacz wideo Kiedy dziecko się zakrztusi. Przede wszystkim nie panikować. Działać!

Jak informuje dziennik "Corriere della Sera" załamał się po rodziną, kiedy była około 50 metrów od brzegu. Wówczas na pomoc ruszył im 44-letni Albańczyk, który spacerował po okolicy. Niestety, on także wpadł do wody, której temperatura wynosiła zaledwie około dwóch-trzech stopni Celsjusza. Inni świadkowie dramatycznego zdarzenia wezwali służby ratunkowe. 

Kiedy dotarło do nas zgłoszenie, wiedzieliśmy, że w wodzie jest już kilka osób. Momentalnie zebraliśmy się z siedziby w Bressanone. Polecieliśmy helikopterem w czwórkę: pilot, anestezjolog, inżynier obsługujący wciągarkę i ja. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jezioro jest lodowate i tym osobom grozi hipotermia

- wspominał ratownik Franz Gruber w rozmowie z "Corriere".

Na brzeg dotarły także inne jednostki policji oraz straży pożarnej gotowi do udzielenia pomocy osobom, które udało się sprowadzić na ląd.

Pierwsze, co zobaczyłem, to trzy głowy wystające z lodu. Potem jeszcze coś: z góry, z helikoptera, wyglądało mi to na lalkę. Dopiero kiedy zszedłem niżej na linie, zrozumiałem, że to jest maleńkie dziecko. Nie krzyczało, nie ruszało się. Zabrałem je na brzeg w pierwszej kolejności

- mówił Gruber.

Niemowlę wziął w ręce strażak Peter Hellweger, który wspomina, że było lodowate. Gdy zmierzono mu temperaturę, okazało się, iż jego organizm miał zaledwie 26 stopni Celsjusza. W drugie kolejności pomógł matce dziecka, a na końcu jego ojcu. Wszyscy poszkodowani trafili do szpitala. Dziecko przebywa na oddziale intensywnej terapii w Innsbrucku, ale włoskie media donoszą, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

 
Więcej o: