"Mamy dwie godziny po porodzie wstają, myją się i są gotowe, żeby zająć się dziećmi"

Klaudia Kolasa
Katarzyna Dąbek przez trzy tygodnie pracowała w szpitalu neonatologicznym w Nyangao w Tanzanii. Neonatolożka została wysłana tam przez Polską Misję Medyczną w ramach programu poprawy opieki nad matką i noworodkiem. "16-letnia dziewczyna miała bardzo dużą ranę, która się nie goiła. Wykonano u niej ponowną operację, usunięto macicę, już prawie wychodziła na prostą, ale nagle zmarła w zeszłą sobotę. Nie wiadomo, czy jej córeczka zabrana przez krewnych przeżyje, bo ta rodzina jest bardzo biedna" - opowiada w rozmowie z eDziecko.pl.

Klaudia Kolasa, eDziecko.pl: Jaki jest szpital w Nyangao? 

Katarzyna Dąbek, neonatolożka: Nyangao jest małą wioską. Placówka, w której pracowałam to szpital referencyjny. Trafiają tam pacjenci, z których chorobami nie radzą sobie lekarze w mniejszych lokalnych szpitalach. Mimo to nie spełnia polskiego wyobrażenia szpitala. To kompleks kilkudziesięciu parterowych budynków, połączonych ze sobą zadaszonym korytarzem. Pomiędzy nimi znajdują się kwiaty i drzewa. Każdy z budynków to inny oddział szpitalny. Oddziały są czyste, ale dużo skromniejsze niż u nas. Brakuje sprzętu, jest ciasno i dość tłoczno. 

Wyobrażam sobie, że praca na oddziale neonatologicznym też wygląda inaczej niż w Polsce. 

W Polsce w zależności od tego jakiej opieki wymaga matka i dziecko po urodzeniu, mamy oddziały neonatologiczne i położnicze pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia. Na oddział pierwszego stopnia trafiają kobiety, których ciąża nie jest zagrożona, a matka i noworodek wymagają podstawowej opieki. Z kolei oddziały trzeciego stopnia przeznaczone są dla najmniejszych, najbardziej skrajnych wcześniaków i dla matek, które mają poważne powikłania w czasie ciąży. W Tanzanii jest jeden oddział dla wszystkich.

Na tzw. porodówce matka przebywa z dzieckiem dwie godziny, po tym czasie są przewożeni na obserwację do oddziału położniczego. Po urodzeniu nie bada się noworodka. Jest on tylko ważony, podaje się maść do każdego oka jako profilaktyka bakteryjnego zapalenia spojówek. Nie podaje się rutynowo witaminy K - bo jest za droga. Tam nie ma opieki nad noworodkiem, jaką znamy z polskich szpitali. Na oddziale położniczym opiekę sprawuje się głównie nad matką. Nie ma lekarza czy położnej, którzy zajęliby się wyłącznie dzieckiem.

Nie bada się rutynowo niemowlęcia, nie robi się badań przesiewowych ani badania słuchu. Jeżeli dziecko jest bardzo małe, to sprawdza się jego temperaturę i masę ciała. Zwykle po 24-48 godzinach po porodzie matka wraz z noworodkiem wypisywani są do domu. Jest to związane z odpłatnością za pobyt w szpitalu. Pacjent płaci za możliwość przebywania w szpitalu, za prześcieradło, leki.

Szpital neonatologiczny w Nyangao
Szpital neonatologiczny w Nyangao Archiwum prywatne

Jakie to są koszty? 

To zależy od długości pobytu, rodzaju stosowanej terapii, ilości i rodzaju leków. Droższe są oczywiście pobyty zabiegowe, czyli np. cesarskie cięcie będzie powodowało większe koszty. Dla nas być może to są niewielkie sumy, sięgające kilkudziesięciu do kilkuset złotych za pobyt. Jednak dla tych ludzi to niewyobrażalne pieniądze. Do tego trzeba doliczyć koszty utrzymania rodziny, która mieszka w budynku obok szpitala po to, by przynosić posiłki i zrobić pranie pacjentowi. W Tanzanii ludzie są bardzo biedni. 

Często mamy są w ciąży niedożywione. Bardzo rzadko rodzą się noworodki, których masa ciała jest podobna do dzieci rodzonych w Polsce. Jeśli naniesiemy masy ciała tych noworodków w zależności od tygodnia urodzeniowego na siatki centylowe, to większość z nich znajduje się poniżej 10 centyla - czyli są za małe do wieku płodowego. Jeżeli donoszony noworodek waży 2,5 kg, to jest super. Wszyscy się cieszą, że dziecko jest takie duże. 

Co w takim razie dzieje się z dziećmi, które urodzą się przedwcześnie? 

Wcześniaki przebywają na oddziale intensywnej terapii noworodka (NICU). Jest tam jeden zwykły inkubator, dwa inkubatory do fototerapii, jeden aparat CPAP (przyp.red. pompa powietrzna stosowana przy niewydolności oddechowej), który pomaga dziecku w oddychaniu, dwa koncentratory tlenu. Dużym problemem jest to, że szpital nie ma okularków dla dziecka, które chroniłyby je przed światłem w czasie fototerapii. Ono nie jest szkodliwe, ale drażni małego człowieka. 

Jeśli noworodek po urodzeniu wymaga jakiejkolwiek pomocy, to zaczyna się od tlenoterapii. Takie są miejscowe zalecenia. W Polsce, jeśli dziecko nie oddycha prawidłowo, wspieramy oddech CPAP-em. Tu brakuje sprzętu, a personel nie do końca jest przekonany do  tego typu terapii. Nie wszystkie pielegniarki i pielęgniarze potrafią obsługiwać CPAP. Tlenoterapia jest o wiele łatwiejsza do przeprowadzania. Zresztą na szesnaścioro noworodków na oddziale intensywnej terapii pracuje jedna pielęgniarka, więc są ogromne braki w personelu.  

Szpital neonatologiczny w Nyangao
Szpital neonatologiczny w Nyangao Archiwum prywatne

Z jakimi jeszcze wyzwaniami mierzy się personel szpitala? Czy coś panią zaskoczyło? 

Przede wszystkim kobiety zgłaszają się do szpitala późno. Na początku się na to denerwowałam, ale później zrozumiałam, czemu tak się dzieje. Jadą z wiosek. Często w środku nocy, po ciemku. Nie wszędzie jest asfalt. Jadą do porodu na jakimś motorku, bo przecież rzadko kto ma samochód. Zdarzają się przypadki, że mama rodzi w domu i dopiero później zgłasza się do szpitala na obserwację.  

Z drugiej strony bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie to, że matka przez całą dobę przebywa z dzieckiem na oddziale intensywnej terapii noworodka. Ona go karmi, ona go przebiera, ona go przewija i cały czas jest obok. W NICU wcześniak nie przebywa tak długo jak jego rówieśnik w Europie. W Polsce dziecko, które urodziłoby się w 28. tygodniu ciąży, zwykle wypisuje się, gdy skończy 36 tygodni - czyli w 8. tygodniu życia. Wtedy wiemy, że układ pokarmowy pracuje prawidłowo, że może być karmione piersią albo ze smoczka, że nie ma problemów z oddychaniem. Tu dzieci wypisywane są po dwóch, maksymalnie 3 tygodniach - jak tylko uzyskają masę ciała 1600 gramów.  

Zaskakujące jest to, że te mamy sobie radzą po powrocie do domu, karmią maleństwa przez sondę. Kiedy sonda wypadnie, to szybko przychodzą do szpitala i znów jest zakładana. Bardzo pięknie ręcznie odciągają pokarm. Nie ma laktatorów. Co prawda przywiozłam kilka, ale kobiety nie są do nich przekonane. Czasem trzeba zwracać im uwagę na higienę, żeby umyły pojemnik do którego będą odciągały pokarm i ręce przed rozpoczęciem ściągania mleka. To jest niestety duży problem. Wśród personelu też nie ma takiego nawyku dbania o aseptykę.  

Co dzieje się później z wcześniakami, które osiągnęły 1600 gramów i wychodzą ze szpitala? 

Są co tydzień badane przez lekarza – o ile mama się zgłosi na wizytę kontrolną, bo to też jest płatne i wiąże się z kolejnymi kosztami. Dużym problemem może być to, że mama nie będzie prawidłowo karmiła dziecka, bo nie zrozumie zaleceń. Lekarki, które na co dzień tam pracowały, tłumaczyły mamom: Weź taką miarkę i jeszcze ¾.  A ta mama nie chodziła do szkoły i nie rozumiała, co znaczy ¾. Później wszyscy byli zaskoczeni, że dziecko jest karmione zbyt małą iloscią mleka. 

Dzieci są bardzo szybko "rozkarmiane" mlekiem matki. Ze względu, że nie ma tu tak dobrego żywienia pozajelitowego, jak u nas – czyli nie mogą być podawane aminokwasy, glukoza i tłuszcze, witaminy, mikroelementy – jest podawana sama glukoza z solą fizjologiczną. To bardzo minimalne żywienie pozajelitowe. Jeśli jednak weźmiemy takiego wcześniaka, który ma 28 tygodni, ma znaczną hipotrofię  i zaczniemy go tak "agresywnie" karmić, możemy doprowadzić do martwiczego zapalenia jelit. W szpitalu personel szybko zareaguje. Gorzej sytuacja wygląda, kiedy dziecko jest w domu. Wówczas mogą pojawić się wymioty, wzdęty brzuszek, dziecko nie oddaje stolca, lub stolec jest z krwią. Jeśli mama nie zgłosi się do szpitala, maluch może umrzeć. 

Szokujące było dla mnie to, że często, kiedy matka dziecka umiera przy porodzie, noworodek też umiera. Pomimo tego, że rodzina zabiera go do domu, nie stać ich na kupienie mieszanki mlecznej. To był dla mnie szok, że w XXI wieku nie potrafimy pomóc tym ludziom. Rozdawanie mieszanek za darmo nie jest rozwiązaniem, bo później kobiety nie chcą karmić piersią. Jednak pozwalanie na śmierć dziecka tylko dlatego, że kogoś nie stać na odpowiednie dla niego pożywienie, jest okrutne. Trzeba tu szukać na każdym kroku rozwiązać innych niż te, które łatwo zastosowalibyśmy w Europie.   

Pacjentka szpitala neonatologicznego w Tanzanii
Pacjentka szpitala neonatologicznego w Tanzanii archiwum prywatne

Czy historia którejś z pacjentek szczególnie panią poruszyła? 

Było ich kilka. Mama jednej dziewczynki straciła dwoje pierwszych dzieci. Pierwsze z nich umarło wewnątrzmacicznie z niejasnych powodów. Drugie zmarło z powodu niedotlenienia okołoporodowego. Trzecia dziewczynka urodziła się w 28. tygodniu ciąży z małą masą urodzeniową - poniżej 1500 gramów. Kiedy zaczęłam tam pracę, rozwinęło się u niej martwicze zapalenie jelit. Udało ją się wyprowadzić, ale teraz walczymy z kolejnymi powikłaniami i dopiero zobaczymy, jakie będą efekty.  

Wstrząsnął mną przypadek 16-letniej pacjentki po cięciu cesarskim. Pojawiły się powikłania po operacji, które mogą się oczywiście zdarzyć wszędzie. Dziewczyna miała bardzo dużą ranę, która się nie goiła. Wykonano u niej ponowną operację, usunięto macicę, już prawie wychodziła na prostą, ale nagle zmarła w zeszłą sobotę. Nie wiadomo, czy jej córeczka zabrana przez krewnych przeżyje, bo ta rodzina  jest bardzo biedna. 

Była też trzecia historia. Kobieta sześciokrotnie była w ciąży. Pierwsze dziecko urodziła  22 lata temu, jest całe i zdrowe. Później kolejne dzieci traciła w wyniku powikłań okołoporodowych. Teraz jej najmłodszy synek długo walczył o życie, a jego stan się poprawiał. Zmarł, bo w nocy zakrztusił się pokarmem. Nie udzielono mu pomocy w odpowiednim czasie. 

Dla mnie to zderzenie z trudną rzeczywistością. Tym bardziej że wiedza i umiejętności czasem nie wystarczają. Nie ma sprzętu i możliwości. Jest to trudne, ale doświadczyłam też wielu pięknych historii. Te mamy zachwycają tym, że po dwóch godzinach po porodzie wstają, umyją się i są gotowe, żeby zająć się dziećmi. Wiedzą, że muszą być tu i teraz i zająć się swoją rodziną. Pięknie kangurują i w ten sposób dogrzewają dzieci.  

Polska Misja Medyczna w Tanzanii
Polska Misja Medyczna w Tanzanii Archiwum prywatne

Co robi Polska Misja Medyczna, żeby pomóc na miejscu? 

Polska Misja Medyczna ma tam kilka programów. Jednym z nich jest poprawa opieki nad  matką i noworodkiem. Często przyjeżdżają tu lekarze różnych specjalności. Był chirurg, była ginekolog, był urlog i położna, która też pracowała na oddziale intensywnej terapii noworodka. Staramy się nie tyle zmienić panujące tu zwyczaje, o ile pokazywać inne możliwości.  

Doposażyliśmy szpital w zakresie opieki noworodkowej, położniczej i chirurgicznej. Część rzeczy jest kupionych w Polsce i przywiezionych, ale część kupujemy na miejscu, żeby wspierać gospodarkę i dawać zarobek ludziom. Dlatego jeśli ktoś chce wesprzeć działania Polskiej Misji Medycznej, najlepiej zrobić to wpłatami. Koordynatorzy najlepiej wiedzą, co jest potrzebne w tych miejscach. 

Pomoc Polskiej Misji Medycznej można wesprzeć: 

  • ustawiając płatność cykliczną w Twoim banku na działania PMM lub na https://pmm.org.pl/chce-pomoc
  • przekazując darowiznę na numer konta Polskiej Misji Medycznej: 62 1240 2294 1111 0000 3718 5444
  • przekazując 1% wpisując KRS 0000162022
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.