Rodzinny kapitał opiekuńczy - dla kogo? Rodzice zniechęceni. "Najlepiej się wydaje cudze pieniądze"

Rodzinny kapitał opiekuńczy - dla kogo? Ta kwestia interesuje wielu rodziców od kiedy weszło w życie nowe świadczenie. Wizja 12 tys. zł na dziecko nie przekonuje jednak wszystkich. "Idę do sklepu i za łeb się chwytam, jak widze ceny rosnące, co chwilę" - piszą internauci.

Rodzinny kapitał opiekuńczy to nowe świadczenie rodzinne, które weszło w życie wraz z nowym rokiem w ramach Polskiego Ładu. Gwarantuje porządny zastrzyk gotówki, bo aż 12 tys. zł na dziecko. Żeby dostać środki, trzeba jednak spełnić określone warunki. Nie chodzi o kryterium dochodowe.

Rodzinny kapitał opiekuńczy - dla kogo?

Więcej artykułów dotyczących świadczeń znajdziesz na stronie Gazeta.pl.

Zobacz wideo Kiedy dziecko się zakrztusi. Przede wszystkim nie panikować. Działać!

Kluczowa jest liczba pociech, bo rodzinny kapitał opiekuńczy przysługuje dopiero na każde drugie i kolejne dziecko w rodzinie w wieku od ukończenia 12. do 35. miesiąca życia w maksymalnej wysokości 12 tys. zł na dziecko. To rodzice będą mogli wybrać, w jakiej formie dostaną środki. Rodzinny kapitał opiekuńczy będzie przelewany w  postaci miesięcznych rat. W zależności od preferencji można otrzymywać tysiąc złotych miesięcznie przez rok, albo 500 zł miesięcznie, ale przez dwa lata.

To rodzice zdecydują, czy przeznaczą środki np. na opłacenie miejsca w żłobku, wynagrodzenie dla niani lub pokrycie samodzielnej opieki nad dzieckiem. Rodzinny Kapitał Opiekuńczy daje rodzicom poczucie bezpieczeństwa, ale również alternatywę.

- czytamy na oficjalnej stronie rządowej gov.pl.

Okazuje się jednak, że praktyce takie rozwiązanie nie przekonuje wielu rodziców. Świadczą o tym komentarze opublikowane pod artykułami udostępnionymi na stronie facebookowej eDziecko.pl Zwracają uwagę na skutki wprowadzenia 12 tys. na dziecko, takie jak galopująca inflacja i rosnące ceny produktów.

Rzucają ludziom ochłapy, a zabierają o wiele więcej poprzez podwyżkę cen za prąd, gaz itp. oraz w sklepach.
Ludzie by nie potrzebowali żadnych dodatków świadczeń (500+ Dobry start itp.), gdyby godnie zarabiali, pensja była normalna, a nie 2000 zł...
Najlepiej się wydaje cudze pieniądze, ze swojej kieszeni nie dają.
Idę do sklepu i za łeb się chwytam, jak widze ceny rosnące co chwilę. Rachunki, wszystko!
Szczerze to wolałabym nie mieć żadnych świadczeń, a żeby ceny w sklepach były normalne. Co z tego, że dają, jak zabierają. Co z ulgą prorodzinną? Nici... Złodzieje. Nic więcej.
To jest totalna paranoja, co się dzieje. Ceny idą w górę, wszystko drożeje.

- piszą.

Więcej o:
Copyright © Agora SA