Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
W nocy ze środy na czwartek Władimir Putin ogłosił w orędziu rozpoczęcie "operacji specjalnej w Donbasie". Walki toczą się jednak na terenie całej Ukrainy. Został wprowadzony stan wojenny. Wszystkim towarzyszy smutek, strach i przerażenie. Ukraińcy drżą o własne życie i swoich najbliższych.
Ivan pochodzi z małego miasteczka niedaleko Iwano-Frankowska na zachodniej Ukrainie, gdzie mieszka wraz z żoną i córeczkami. Od lat pracuje w jednej z firm transportowych jako kierowca, więc dużo czasu spędza poza granicami swojego kraju. Ostatnio przebywał w Polsce, jednak bardzo często wracał do ojczyzny, bo zwyczajnie tęsknił za rodziną.
Mężczyzna na początku lutego wrócił do Ukrainy, bo skończyła mu się wiza. Przed wyjazdem zapewniał swojego pracodawcę, że postara się przyjechać do Polski, możliwie jak najszybciej, bo zależy mu na pracy. Bardzo tęsknił za żoną i córeczkami i nie mógł doczekać się spotkania z nimi. Nie spodziewał się jednak, że tak będzie wyglądać jego czas z rodziną. Spełnił się najgorszy z możliwych scenariuszy. Po kilku dniach pobytu w ojczyźnie stał się świadkiem ataku Rosji na Ukrainę. Ivan opowiedział nam, jak wyglądały godziny poranne 24 lutego:
Atak rozpoczął się około 4.00 nad ranem. Iwano-Frankowsk był ostrzeliwany rakietami. Mamy tutaj lotnisko wojskowe i jest całe zniszczone. Nie da się z niego korzystać. Było tam około dziesięciu bardzo silnych bombardowań. Słyszeliśmy to
- zdradził mężczyzna i dodał, że każdy wiedział, że Putin planuje zaatakować Ukrainę i jest do tego zdolny. Mimo to przyznał, że miał nadzieję, że nie dojdzie do konfliktu zbrojnego.
Dzisiaj jest spokojnie. Siedzimy w domu i nigdzie nie wychodzimy. Została ogłoszona pełna mobilizacja. Możliwe, że będę szedł do wojska.
Choć mer Iwano-Frankowska Rusłan Marcinkiw poprosił o zachowanie spokoju, to nie jest to takie proste, jakbym mogło się wydawać. Ludność masowo ruszyła do sklepów, aptek i na stacje benzynowe. Gromadzono zapasy żywności i najpotrzebniejsze leki:
Na stacjach benzynowych są duże kolejki po olej napędowy. Ludzie robią zapasy żywności. W sklepach jest wszystko wyprzedane.
Ivan zdaje sobie sprawę, że sytuacja jest bardzo trudna. Jego pracodawca z Polski zapewnił, że jest gotów, pomóc i jemu, i jego rodzinie. Mężczyzna podkreślił, że nie chce i nie może opuścić kraju. Martwi się jedynie o swoich najbliższych. Na szczęście rodzina ma kontakt ze światem.
Mamy zasięg w telefonach oraz swobodny dostęp do Internetu. Możemy też oglądać telewizję.
Mer miasta zakomunikował, że nauka w szkołach i przedszkolach została zawieszona. Poprosił społeczność, by "w miarę możliwości każdy pracował zdalnie i wspierał wojsko".
Wprowadzono stan wojenny. Dzieci nie uczęszczają do szkół i przedszkoli. Nie wychodzimy z domu. Córeczki się boją
- relacjonował Ivan.
Jeśli przebywasz w Ukrainie i również chcesz opowiedzieć nam o swojej sytuacji lub ktoś z Twoich bliskich może podzielić się z nami relacją tych trudnych wydarzeń, skontaktuj się z nami: edziecko@agora.pl.