Więcej tematów związanych z rodzicielstwem na Gazeta.pl
Wielu rodziców zgodzi się zapewne ze stwierdzeniem, że dla ich dzieci-niejadków mogłoby nie istnieć do jedzenia nic poza zupą pomidorową z makaronem. Maluchy, które za zupami nie przepadają, zwykle ze smakiem zjadają "pomidorówkę" i nawet domagają się dokładki. Makaron? Świderki, kokardki, muszelki, nitki, kluseczki lane - wybór jest naprawdę spory, ale zwykle to nie ma już większego znaczenia, gdy przed maluchem pojawi się talerz smakowitej domowej zupy.
O takich preferencjach smakowych najmłodszych doskonale wiedzą właściciele restauracji, którzy dbają o to, żeby w ich menu znajdowała się taka pożądana pozycja. Mama z Warszawy (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) wysłała do nas zdjęcie paragonu i samej zupy.
Pomidorówka to u nas pewniak. Zawsze gdy jesteśmy w restauracji bez zastanowienia zamawiam ją dla dziecka. Tak było i tym razem. Dostaliśmy małą miseczkę niezbyt smacznej zupy za 15 zł! A makaronu było tyle, co kot napłakał. Stać mnie na to, żeby kupić dziecku zupę w restauracji, nawet cały obiad, ale tym razem poczułam się zwyczajnie oszukana. Dziecko było głodne jak wilk, więc szybko zjadło zupę, ale ja miałam poczucie, że tak nie powinno być.
- napisała nasza czytelniczka, która spędza z rodziną ferie zimowe w jednym z najpopularniejszych narciarskich resortów w Polsce.
Nasza czytelniczka dodała także:
Do tej pory bawiły mnie paragony krążące w sieci, ale gdy się teraz nad tym dłużej zastanowiam - rozumiem ludzi, którzy je publikują. Chcą się podzielić swoją frustracją. Czy właściciele restauracji i barów nie rozumieją, że w ten sposób tracą klientów? Ja do tej restauracji już nie wrócę, odradzę ją też znajomym.
A Wy Macie podobne doświadczenia związane z rodzinnymi wizytami w restauracjach? Dajcie znać w komentarzach.