Więcej wiadomości na temat sytuacji epidemicznej w kraju znajdziesz na Gazeta.pl.
Sześcioletnia Maja od kilku dni skarżyła się na ból szyi. Leczenie nie przynosiło ulgi, a kiedy pojawiła się gorączka, rodzice udali się na wizytę prywatną do lekarza. Tam wykonano dziewczynce test na COVID-19, a kiedy wynik wyszedł negatywny, lekarz stwierdził infekcję. Później wystąpiły kolejne objawy: wymioty, brak apetytu, plamy na nogach. 22 listopada Maję zbadał pediatra z publicznej poradni. Wieczorem rodzice otrzymali wyniki morfologii i polecenie: natychmiast udać się na SOR. Trafili z córką do Kutnowskiego Szpitala Samorządowego.
Lekarz, który nas przyjmował, spojrzał na wyniki i zdziwił się, że w ogóle przyjechaliśmy do szpitala. Jego zdaniem, stan córki był dobry
- opowiadał pan Piotr, ojciec dziewczynki w rozmowie z Radiem Łódź. Mimo to, jego córka została na oddziale.
Po drugiej nocy w placówce rodzice otrzymali informację o tym, że wyniki sześciolatki się pogorszyły. Dziewczynce założono wenflon i podano antybiotyk oraz inne leki. Poprawa jednak nie nadchodziła. Maja chodziła na kolejne badania o własnych siłach, ale nagle nastąpiło znaczne pogorszenie.
Spadła saturacja, podłączono wtedy Maję pod tlen i ją obserwowano
- wspominał tata sześciolatki. Cztery godziny później karetka transportowała ją do Centralnego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
Pani kierownik stwierdziła, że to nie jest tak, że pozbywa się problemu, ale będąc sama na oddziale i mając tylu pacjentów, nie jest w stanie odpowiednio zająć się moim dzieckiem i że boi się, że może coś przeoczyć
- mówiła mama dziewczynki w rozmowie z portalem kutno.net.pl. Na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej w łódzkim szpitalu Maja, według relacji ojca, przebywała 28 minut.
W tym czasie lekarze doszli do wniosku, że Maja cierpi na PIMS. W Kutnie w 23 godziny nie udało się tego ustalić
- mówił pan Piotr.
PIMS to wieloukładowy zespół zapalny występujący u dzieci, który pojawia się jako konsekwencja zakażenia koronawirusem. Nawet tych, które przeszły zakażenie bezobjawowo. Lekarze próbowali reanimować Maję, ale nie udało się jej uratować. Zmarła 24 listopada.
Rodzice poinformowali prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez szpital w Kutnie. Według nich objawy u dziecka jasno wskazywały na PIMS. Wszczęto postępowanie w kierunku narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez osoby, na których ciążył obowiązek opieki nad osobą narażoną i w konsekwencji nieumyślnego spowodowania śmierci.
Po publikacji wiadomości o śmierci sześciolatki na portalu Kutnowskie Centrum Informacyjne sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Pacjenta. Jak poinformował w wiadomości do autora tekstu, "celem prowadzonego postępowania jest ustalenie, czy doszło do naruszenia prawa małej pacjentki, Mai do dostępu do świadczeń zdrowotnych udzielanych jej przez Kutnowski Szpital Samorządowy oraz Centralny Szpital Kliniczny Uniwersytetu Medycznego w Łodzi".
Portal kutno.net.pl zwrócił się do dyrekcji szpitala z prośbą o odniesienie się do zarzutów.
Przyczyna zgonu będzie znana po zakończeniu procedur, jednak istnieje podejrzenie piorunującego przebiegu wieloukładowego zespołu zapalnego PIMS powiązanego z zakażeniem SARS-CoV2, który był brany pod uwagę w toku diagnostyki w Oddziale. Z uwagi na obecną sytuację epidemiczną mamy obawy, że przypadków zespołu PIMS może być w najbliższym czasie niestety coraz więcej. Szczegóły objęte są tajemnicą lekarską, ale zarówno Oddział jak i Szpital deklaruje pełną transparentność dokumentacji oraz gotowość do współpracy z właściwymi instytucjami
- czytamy w odpowiedzi.