Więcej tematów dla świeżo upieczonych rodziców na Gazeta.pl
Na swoim profilu na Instagramie opublikowałam post, w którym poruszyłam temat wbijania dyskretnych szpileczek przy świątecznym stole. Szybko dostałam ok. 20 pytań od przyszłych lub "świeżych" mam na ten temat. Nie wiem, ile czeka na mnie na messangerze czy mailu, bo jeszcze nie sprawdzałam. Okres świąt, mimo że powinien być wspaniałą okazją do spotkań z bliskimi, niestety dla wielu osób jest bardzo stresującym czasem, który najchętniej by ominęli.
Przyszłe mamy i te, które niedawno urodziły, najczęściej boją się oceniania, uwag, komentarzy na temat macierzyństwa, dziecka, czy ich samych (np. wyglądu, zachowania, opieki nad dzieckiem). Boją się przemęczenia i tego, "co rodzina powie", gdy kobieta w ciąży będzie chciała np. się położyć czy wyjść wcześniej z kolacji. "Przecież są święta! Co z tego, że w ciąży? Ciąża to nie choroba, prawda?". Co z tego, że dwumiesięczne niemowlę nie powinno przebywać w tłumie ludzi ze względu na ryzyko ewentualnych infekcji, które mogą przynieść goście, ale też ze względu na przebodźcowanie, które jest częstym zjawiskiem u maluszków. Pamiętajmy, że ich układ nerwowy dopiero się rozwija. "Są święta! Niech wnuczek będzie z nami!". Nieważne, że chce spać, nieważne, że powinien się wyciszyć w bezpiecznych uściskach mamy, nieważne, że wije się z płaczu. Święta są przecież, prawda? Świecąca choinka, głośne kolędy, śmiechy, mieszanina zapachów perfum wszystkich cioć i babć oraz przekładanie maluszka z rąk do rąk – przecież każdy musi potrzymać, dać buziaka i zrobić sobie zdjęcie, prawda?
Wigilia Fot. Dominik Gajda / Agencja Wyborcza.pl
Tego najczęściej boją się mamy i to powoduje u nich zdenerwowanie, stres i frustrację. Mają prawo nie chcieć, aby ich dziecko było "świąteczną atrakcją". Ludzie oceniają też mamy pod kątem jedzenia i wyglądu. Zastanawiają się, dlaczego przytyła, dlaczego tyle je i kiedy schudnie? Przecież urodziła AŻ cztery miesiące temu! Powinna być już FIT! Presja otoczenia, komentarze, przymuszanie, to główne powody, dla których święta mogą być przykrym wydarzeniem, a nie rodzinną sielanką.
Nie zawsze jest to podyktowane złymi intencjami. Czasami jest to zwykła troska od osób, które może nie mają świadomości, że takie komentarze mogą być szkodliwe lub przykre. Niestety, jest też druga grupa osób, która celowo chce wbić nam szpilkę i sprawić przykrość. Tak robią najczęściej toksyczne osoby.
Każda z mam pewnie czuje co innego. Jedne się tym nie przejmują, inne będą czuć wstyd, zażenowanie, poczucie winy, smutek, żal, złość. Wachlarz emocji jest bardzo duży. Ważne jest, żeby świeżo upieczona mama miała świadomość, że powrót do wagi sprzed ciąży to proces, który składa się z wielu czynników, ale też wymaga czasu. To nie jest tak, że po trzech miesiącach już będziemy "superfit". Owszem, są mamy, które bardzo szybko wracają do formy, ale w dużej mierze zależy to od historii zdrowotnej, predyspozycji genetycznych, stylu życia, poziomu stresu, czasu, możliwości itd.
Dziecko nie musi być szczególnie wrażliwe, by takie komentarze odcisnęły piętno na jego zdrowiu psychicznym, często na resztę życia. Sama pamiętam wiele komentarzy ze swojego dzieciństwa, mimo że minęło ponad 20 lat od tamtego czasu. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak dużą moc mają słowa. Jak niby na pozór niegroźnym komentarzem czy żartem możemy komuś zrobić krzywdę. Jako psychodietetyczka codziennie rozmawiam z dorosłymi kobietami, które wspominają takie historie ze swojego dzieciństwa i do dzisiaj czują stres i napięcie na samą myśl, że już niedługo spotkają się z rodziną przy wigilijnym stole. Myślą: "Czy tym razem znowu usłyszę coś niemiłego?". Jako dorośli często mamy trudność, żeby wyznaczyć granice przy okazji takich komentarzy, więc tym bardziej dzieci mogą brać je bardzo do siebie.
Gdy dziecko z ust bliskich osób słyszy, że jest za grube, że za dużo je itd., z czasem zaczyna wierzyć, że faktycznie tak jest. Zaczyna się odchudzać.
Niestety, w wielu przypadkach mogą być wyzwalaczem takich zaburzeń. Szczególnie gdy dziecko z ust bliskich osób słyszy, że jest za grube, że za dużo je itd. Z czasem zaczyna wierzyć, że faktycznie tak jest. Zaczyna się odchudzać, ograniczać ilość spożytych pokarmów, mocno koncentrować się na swoim wyglądzie i uzależniać swoje emocje od tego, jak wygląda.
Rodzice dla dziecka powinni być ostoją, kimś, komu dziecko zawsze może zaufać, a przede wszystkim powinni zapewniać dziecku poczucie bezpieczeństwa. To rodzic powinien wyznaczać granice innym członkom rodziny, przy okazji dając dziecku przykład, na czym takie wyznaczanie granic polega. Gdy rodzic nie reaguje na takie zachowania albo co gorsza, sam w nich uczestniczy, dziecko czuje się odtrącone, czuje się samotne, pozostawione samemu sobie. Traci zaufanie do najważniejszych osób w swoim życiu. Dlatego bardzo ważne jest, żeby rodzic widział, reagował i wspierał dziecko.
Czasami nasi bliscy szukają tematu, żeby z nami porozmawiać, bo rzadko się widujemy. Mogą też po prostu nie umieć rozmawiać, więc rzucają hasła, co im ślina na język przyniesie, żeby w ogóle znaleźć przestrzeń do rozmowy.
Po takiej sytuacji rodzic powinien porozmawiać z dzieckiem i wyjaśnić, że takie komentarze nie są dobre, że wygląd dziecka wcale nie świadczy o tym, jakie ono jest. Powinien zapewnić o swojej miłości i nie poruszać kwestii wyglądu, skoncentrować się np. na tym, że uwielbia spędzać z nim czas, grać w gry, chodzić na spacery, zachęcać do wspólnych aktywności i poświęcać dużo uwagi. W ten sposób wzmocni w nim poczucie własnej wartości.
Tematy w stylu "a kiedy dzieci?", "chcemy już wnuki", "zegar tyka", "zaokrągliłaś się, czyżby ciąża?" to bardzo często poruszane tematy przy świątecznym stole, co nie powinno w ogóle mieć miejsca, chyba że nam to nie przeszkadza. Przede wszystkim nie jest to sprawa dziadków, rodziców, teściów czy cioć. Znam wiele par, które starają się latami o ciążę i z różnych przyczyn nie mogą w nią zajść. Są osoby, które nie mogą mieć dzieci lub po prostu nie chcą. Takie komentarze i pytania mogą być po prostu krzywdzące i przykre.
Wigilia Fot. Pixabay.com
Ważne jest, żeby wyznaczyć granice, żeby krótko i konkretnie urwać ten temat. Wchodzenie w większe dyskusje nie przynosi zwykle niczego dobrego. Strategie, które polecam to np: "A kiedy dzieci? Moglibyście się bardziej postarać" – odpowiadamy np.: "To wyłącznie nasza sprawa, nie chcemy więcej o tym rozmawiać"; "Zegar tyka, czas na dzieci" – można potraktować trochę z żartem: "Dobrze, znaczy, że ma baterie" lub: "O którym zegarze mówisz? Tym co wisi w salonie czy w kuchni?" Bardzo dobrze się też sprawdza po prostu zmiana tematu np. "Chcielibyśmy wnuki. Kiedy możemy się ich spodziewać?" – "Mamo, a przyniosłaś już z lodówki sałatkę jarzynową? Wiesz co, pójdę może do kuchni, zobaczę czy jeszcze coś zostało".
Ważne jest, żeby sobie uzmysłowić, że wyznaczanie własnych granic nie każdemu będzie odpowiadało. Ale w tym wypadku to my jesteśmy najważniejsi, bo to przecież o nasze życie chodzi.
Strategie są różne, ale ważne jest, żeby krótko i konkretnie uciąć temat i nie pozwalać dyskusji się rozkręcić. Czasami jest tak, że taki jeden komentarz działa jak kula śnieżna. Jeśli jej nie zatrzymamy, to zaraz pojawią się kolejne komentarze i finał tego jest taki, że cała rodzina zaczyna dyskutować przy stole o tym, kiedy u kogoś pojawią się dzieci. Zaczną się złote rady, komentarze np. na temat wieku, planów i wizji, jak to będzie, jak pojawią się wnuki. A przecież to nasze życie i my o sobie decydujemy.
I tak i nie. Zależy, co na to nasza psychika. Może niekoniecznie "argumenty i przykłady", bo to przygotowuje nas do ewentualnej dyskusji. A nie chodzi tutaj o dyskusję, tylko o zakończenie tematu, który może być dla nas trudny i stresujący. Można sobie przygotować w głowie hasła, które pozwolą zakończyć dany temat np. "To moja sprawa i nie chcę o tym rozmawiać", czy pomyśleć, jak zmienić temat rozmowy. Może niekoniecznie dwa tygodnie przed świętami, chociaż często to jest efekt mimowolnego stresu. Napięcie wzrasta, nie możemy myśleć o niczym innym. Często stresujemy się też tym, że osoba, która zadaje takie pytania, obrazi się na nas lub czujemy, że sprawimy jej przykrość.
Ważne jest, żeby sobie uzmysłowić, że wyznaczanie własnych granic nie każdemu będzie odpowiadało. Ale w tym wypadku to my jesteśmy najważniejsi, bo to przecież o nasze życie chodzi. Jeśli boimy się, że ktoś może negatywnie odebrać nasze słowa, obrazić się, możemy podejść do tematu delikatniej: "Tato, wiem, że nie masz nic złego na myśli" albo "Wiem, że pytasz z troski o mnie i ciekawi cię ten temat, ale ja po prostu nie chcę o tym rozmawiać".
Możemy się spodziewać pewnych uwag, ale nie mamy nigdy pewności, że one faktycznie się pojawią. Można od samego początku tworzyć miłą atmosferę, być bardzo życzliwym i miłym dla tej osoby, co w jakiś sposób może dać jej sygnał "ha, skoro jest tak miło i serdecznie to może ugryzę się w język, żeby tego nie psuć". Niestety czasami taki życzliwy klimat może też dać takiej osobie przestrzeń do tego, żeby jednak rzucić jakiś irytujący komentarz. Dużo zależy od osoby, z którą możemy mieć takie spięcia. Czasami niestety jedynym rozwiązaniem jest unikać kontaktu albo go zakończyć.
Czasami nasi bliscy szukają tematu, żeby z nami porozmawiać, bo rzadko się widujemy. Mogą też po prostu nie umieć rozmawiać, więc rzucają hasła
Oczywiście to są już skrajne działania, kiedy kompletnie nic się nie sprawdza, a relacja jest toksyczna. Moim zdaniem kluczem do wszystkiego jest szczera rozmowa i umiejętność wyznaczania własnych granic. Komentarze niektórych osób mogą być dla nas przykre, mogą rodzić przekonanie, że ktoś robi to celowo, żeby sprawić nam przykrość, że jest złośliwy. A może być tak, że nie ma w tym żadnego ukrytego przekazu. Czasami pewne rozmowy czy pytania wynikają po prostu z troski i ludzkiej ciekawości. Czasami nasi bliscy szukają tematu, żeby z nami porozmawiać, bo rzadko się widujemy. Mogą też po prostu nie umieć rozmawiać, więc rzucają hasła, co im ślina na język przyniesie, żeby w ogóle znaleźć przestrzeń do rozmowy. My wiemy, co czujemy, ale nie wiemy, co czuje druga osoba. Dlatego ważny jest dialog i wyrozumiałość zarówno dla samych siebie, jak i dla bliskich. No i oczywiście wyznaczanie granic.
Dominika Musiałowska jest mamą dwójki dzieci, psychodietetyczką, prezeską Fundacji Insulinooporność - zdrowa dieta i zdrowe życie, edukatorką ds. żywienia, autorką poradników dla pacjentów chorych na insulinooporność.