Na jednej z facebookowych grup zrzeszającej rodziców, jedna z mam opisała sytuację, która spotkała ją u stomatologa dziecięcego. Do dentysty udała się z trzyletnim synem, który narzekał na ostry ból zęba. Gdy po zabiegu spojrzała na paragon, była w szoku.
Więcej artykułów przeczytasz na stronie Gazeta.pl.
Za usługę ze znieczuleniem powinna zapłacić 230 zł, ale dentystka doliczyła dodatkowe 100 zł wynikające z utrudnień związanych z zachowaniem dziecka.
Gdy Pani powiedziała ile mam zapłacić, opadły mi ręce! Jak zobaczyłam paragon to zaniemówiłam! 'Dopłata do dzieci niewspółpracujących' 100 zł
- opisała sytuację.
Jak przyznała w rozmowie z portalem eDziecko, chciała podzielić się tą sytuacją z innymi rodzicami, by potwierdzić, czy faktycznie mogą być naliczane takie opłaty. Postanowiliśmy zweryfikować te informacje i zapytać o zdanie lekarzy.
Lek. dent. Adam Szpejewski wyjaśnia, że opłata jest uzasadniona, bo jeśli dziecko jest bardzo niewspółpracujące, zabieg wymaga więcej czasu, energii i nierzadko dodatkowej pomocy.
Nakład finansowy lekarza jest wówczas zwiększony. Ważne jest jednak, żeby pacjent był wcześniej poinformowany, że taka opłata może być naliczona.
- zaznaczył.
Dodał również, że co do zasady dzieci niewspółpracujące powinny być przyjmowane w gabinetach specjalizujących się w przyjmowaniu dzieci.
Takie miejsca są do tego przystosowane. Mają inny wystrój, znajdują się tam zabawki, lekarze i asystenci często noszą kolorowe fartuchy. Jestem jednak świadomy, że dostęp do takich gabinetów jest ograniczony
- mówił lek dent. Adam Szpejewski.
O "dopłatę do dzieci niewspółpracujących" zapytaliśmy również lek. dent. Małgorzatę Olszewską. Przyznała, że chociaż sama jej nie dolicza, faktem jest, że jeżeli dziecko szarpie się i kopie, a sama wizyta trwa dłużej, niż powinna, to gabinet ponosi z tego powodu większe koszty sprzętowe i materiałowe, a lekarz ryzykuje zdecydowanie więcej. Dentystka dodała, że nie jest to miłe dla żadnej ze stron. Co gorsza, jest zwyczajnie bardzo męczące i obciążające psychikę personelu. Dość często cały grafik ulega przesunięciu, a inni pacjenci denerwują z powodu nagłych opóźnień.
To nie tylko wypisanie recepty i obejrzenie, to zabieg jak operacja, podczas którego znieczulamy pacjenta, czasem usuwamy bolący ząb z długimi korzeniami albo pracujemy z szybkoobrotowych diamentowym wiertłami, które muszą przejść przez najtwardszą tkankę organizmu - szkliwo, aby dostać się do bolącej miazgi. Niefortunny ruch i może dojść do skaleczenia dziecka lub lekarza. Tego typu pacjentów przyjmuje się w znieczuleniu ogólnym, co jest niewykonalne, gdy boli i potrzebna jest szybka interwencja. Nie zapominajmy, że sam fotel kosztuje fortunę, a do tego prąd, asysta, materiały stomatologiczne jak wszystko inne drożeją. Teraz nawet zwykłe rękawiczki są bardzo drogie. Często u takiego pacjenta zużywa się więcej rękawiczek, bo ulegają uszkodzeniu. Nie raz zostałam ugryziona przez pacjenta do krwi. Zrobienie wypełnienia spokojnej osobie w komfortowych warunkach, a ta sama usługa w przypadku niegrzecznego dziecka, które kopie i gryzie, robi wielką różnicę. I staje się to usługą nietypową
- opowiada.