"Każdego dnia się boję, żeby nie wydarzyło się nic takiego, co by zagrażało życiu lub zdrowiu syna. Bo nikt z nas nie wie, czy któremuś z chłopaków nie przyjdzie do głowy zepchnąć na przykład kogoś ze schodów" - mówiła w "Interwencji" mama jednego z uczniów.
Jej obawy nie są bezpodstawne. Według relacji rodziców już wcześniej zdarzało się, że dzieci wracały do domu z poważnymi urazami. Jak poinformowała kolejna mama jedna z uczennic ma złamaną rękę, bo na korytarzu doszło do przepychanki. Ponadto wśród agresywnych zachowań dwóch uczniów wymieniła: przerzucanie przez kaloryfer, bicie butem, podduszenia. Szóstoklasiści boją się chodzić do szkoły, a nauczyciele nie panują nad sytuacją.
Więcej informacji na temat sytuacji w szkołach przeczytasz na Gazeta.pl.
Zachowanie dwóch chłopców odbija się na całym szkolnym życiu klasy 6A. Dzieci są sfrustrowane, bo większość zajęć polega na uspokajaniu agresywnych uczniów, a ci w ogóle nie przejmują się uwagami pedagogów. Sprawy w swoje ręce postanowili wziąć rodzice.
My nie byliśmy już w stanie psychicznie wytrzymać tego, co się dzieje i podjęliśmy takie kroki, żeby nie puszczać dzieci do szkoły. Nie chodziły prawie dwa tygodnie, siedem pełnych dni lekcyjnych
- mówi w "Interwencji" kolejny rodzic. Strajk nie przyniósł jednak efektu. Podobnie jak codzienne dyżury rodziców podczas lekcji. Początkowo dyrekcja wyraziła na nie zgodę, jednak po chwili zmieniła zdanie, mówiąc, że cała klasa powinna jednogłośnie zgodzić się na uczestniczenie dorosłych w lekcjach. Jak wiadomo, dwóm osobom nie było to na rękę.
"Interwencja" zwróciła się z prośbą o komentarz do rodziców agresywnych chłopców.
Mój syn jest osobą z genetycznymi obciążeniami całościowych zaburzeń rozwoju. (...) Są to między innymi zaburzenia zachowania i emocji, zaburzenia lękowe i depresyjne, w tym myśli samobójcze (...) Nasz syn jest w trakcie terapii, będzie diagnozowany w celu uzyskania odpowiedniego orzecznictwa do celów szkolnych
- napisała w oświadczeniu jedna z mam.