Jak informuje "Daily Mail" do zdarzenia doszło w miejskim parku Sam Houston Park położonym w centrum Houston w Teksasie. Troje dzieci, z czego dwoje miało zaledwie sześć lat, a trzecie siedem, wymknęło się z domów i udało na pieszą wędrówkę. Mali podróżnicy zboczyli ze szlaku głównego, by pobawić się w okolicach wyschniętego strumienia. Niestety, chwilę później dostrzegli, że są całkiem sami i nie byli w stanie znaleźć drogi powrotnej.
Rodzice gromadki mieszkali blisko siebie, więc początkowo podejrzewali, że dzieci bawią się u sąsiadków. Gdy jednak zorientowali się, że nie ma ich w żadnym z trzech domów, niezwłocznie zgłosili zaginięcie na policję. Podejrzewali, że dzieci najpewniej zgubiły się na szlaku, który łączy wszystkie trzy rezydencje.
Na początku w poszukiwania zaangażowali się głównie policjanci, ale z czasem dołączyły do nich psy tropiące, drony oraz szereg helikopterów. Według zeznań policji, w poszukiwaniach wzięli udział także okoliczni mieszkańcy, w tym mężczyzna, który bardzo dobrze zna okoliczne tereny. To właśnie on znalazł dzieci po ponad 24 godzinach w miejscu położonym o około 400 od leśnej drogi, niedaleko wyschniętego strumienia. Zawiadomił policję o swoim znalezisku i poprosił, aby nie ujawniono jego danych w żadnym komunikacie, gdyż nie oczekuje pochwał za ten uczynek. W rozmowie z funkcjonariuszami sąsiedzi określili go jako "cichego, ale zawsze pomocnego faceta".
Na opublikowanym nagraniu widać, jak po ponad dwudziestominutowej wędrówce dzieci wyszły z lasu w towarzystwie policji i spotkały się z ratownikami. Okazało się, że przed tym, jak znalazł ich jeden z lokalnych mieszkańców, ukryły się pod zwalonym drzewem, gdzie spędziły noc. Gdy zastępca szeryfa hrabstwa Montgomery sierż. Jason Smith zapytał je, czy są gotowe wyjść z lasu, jedno z dzieci odpowiedziało, że jest bardzo głodne. Wówczas sierżant obiecał im cheeseburgery. Po wszystkim całe i zdrowe wróciły do rodziców.