Bezwarunkowy dochód podstawowy to 1200 zł dla dorosłego i 600 zł na dziecko. "Duża część trafia do bogatych"

Bezwarunkowy dochód podstawowy miałby zapewnić miesięczny dochód w wysokości 1200 zł każdemu dorosłemu Polakowi i 600 zł na zaspokojenie potrzeb dziecka. Kontrowersyjne świadczenie mogłoby jednak według ekspertów przynieść więcej szkody niż pożytku.

W każdym miesiącu na koncie dorosłego Polaka miałoby się znaleźć 1200 złotych. Z kolei jeśli ma dziecko, dostałby o 600 zł więcej. Inicjatywa, chociaż spotkała się z entuzjazmem ze strony społeczeństwa, jest tylko pomysłem dla budowania państwa na nowo. I wcale nie musi wejść w życie. Inicjatywę Państwowego Instytutu Ekonomicznego rozjaśnił nieco Michał Kobosko, wiceprezes Polski 500, podczas konferencji prasowej w Bogatyni:

Taki dochód gwarantowany z jednej strony dawałby pieniądze na przeżycie, z drugiej strony w pewien sposób inspirowałby, zachęcałby do szukania dodatkowych możliwości pracy i znalezienia płacy. Taki dochód gwarantowany, w wysokości płacy minimalnej, powinien być naszym zdaniem wypłacany do momentu osiągnięcia wieku emerytalnego

- tłumaczył wówczas.

Zobacz wideo Bezwarunkowy dochód podstawowy. Hasło, które pomoże wygrać wybory?

Bezwarunkowy dochód podstawowy mógłby mieć tragiczne konsekwencje

Jak zauważył w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Łukasz Komunda, ekonomista Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, jeśli państwo wypłaci wszystkim ubogim i bogatym tyle samo pieniędzy, jeszcze bardziej nakręci nierówności. Wypłacenie każdemu tej gotówki przekroczyłoby budżet centralny Państwa.

Na edukację czy zdrowie stać będzie już tylko zamożnych, bo państwo tych usług nam nie da. Taniej i skuteczniej dobrostan obywateli można poprawiać tu i teraz przez tanie usługi publiczne, ochronę zdrowia, mieszkalnictwo, transport

- mówił. Z kolei dr hab. Michał Brzeziński tłumaczył:

Jeśli wypłacamy wszystkim po równo gigantyczne pieniądze, duża część trafia do bogatych. Ale żeby w ogóle te środki wypłacać, najpierw musimy je znaleźć. Podnosimy więc podatki lub tniemy po usługach publicznych albo innych świadczeniach. I tak może się zdarzyć, że stracą na tym biedniejsi – dostaną transfer w miejsce innego transferu, bogatsi zaś zyskają.
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.