Celem wprowadzenia zmian ma być ściganie nadużyć finansowych, ponieważ mimo kontroli ZUS, wiele osób wciąż kombinuje z zasiłkami.
Jeśli chodzi o zasiłki chorobowe, tutaj liczby robią wrażenie. W 2016 roku przeznaczyliśmy ponad 10 mld zł na zasiłki chorobowe wypłacane przez ZUS. W 2020 roku - 14 mld zł. To są dane, które wskazują, że musimy w tym systemie dokonywać korekt
- tłumaczył kilka tygodni temu w Sejmie wiceminister rodziny Stanisław Szwed.
Prace nad pierwszym pakietem zmian dobiegły końca. Zakłada on wliczanie wszystkich zwolnień lekarskich do jednego okresu zasiłkowego. W praktyce oznacza to, że zasiłek choroby będzie można pobierać przez 182 dni w roku, a po tym okresie musi nastąpić co najmniej 60 dni przerwy, aby pracownikowi mogło przysługiwać kolejne płatne L4.
To jednak nie koniec zmian, ZUS pracuje nad kolejną reformą. Jej skutki boleśnie odczują młode mamy. Jak donosi "Fakt", obecnie osoby przebywające na zwolnieniu lekarskim dostaną zasiłek w sytuacji, gdy są zatrudnione u danego pracodawcy dłużej niż 30 dni. W przypadku zasiłku macierzyńskiego nie ma takiego okresu wyczekiwania, ale urzędnicy proponują, aby go wprowadzić. Nie wiadomo jeszcze, czy będzie trwał także 30 dni, ale gdyby ubezpieczona kobieta nie spełniała kryteriów wymaganego okresu pracy, dopóki okres wyczekiwania by nie minął, dostawałaby na rękę jedynie 1000 zł miesięcznie (tyle obecnie wynosi świadczenie przysługujące niepracującym rodzicom). Prawo do zasiłku macierzyńskiego przysługiwałoby jej dopiero po tym okresie.
Kolejne zmiany dotyczyłyby zasad naliczania macierzyńskiego. Teraz mamy mogą wybrać, czy chcą przez cały urlop macierzyński i rodzicielski (trwa cały rok) dostawać 80 proc. wynagrodzenia, czy też przez pierwsze pół roku dostawać 100 proc., a przez kolejne 60 proc. W myśl nowych zasad straciłyby ten wybór. Przez pierwsze pół roku po urodzeniu dziecka dostawałyby 100 proc. pensji, a przez kolejne miesiące – 80 proc. Według ZUS, to ułatwiłoby wyliczenie zasiłku.