Aida Kosojan-Przybysz dorastała w Gruzji. "W Polsce dzieciom pozwala się na więcej"

Piosenkarka i wizjonerka Aida Kosojan-Przybysz opowiada o najnowszej płycie, dzieciństwie i relacjach z córkami. "Moje dzieci zawsze mogą powiedzieć, co myślą, czują, z czym się nie zgadzają. Po latach córka powiedziała, że jest mi wdzięczna za to, że zawsze pozwalałam jej podejmować decyzje, aby uczyła się na własnych błędach i sama wyciągała wnioski" - mówi.

Maja Kołodziejczyk: Czym jest dla ciebie muzyka?

Aida Kosojan-Przybysz: Formą reagowania na świat i wyrażania siebie. To również coś, co ma olbrzymi przekaz emocjonalny. Muzyka była obecna w moim domu jeszcze zanim przyszłam na świat. Mój tata był tenorem, wuj mojej babci był świetnym pianistą, kuzynka babci - dyrygentem. Zanim się urodziłam, babcia już wybrała dla mnie muzyczne imię Aida, tata się zgodził.

Uważasz, że muzyka przyczynia się do kształtowania światopoglądu dziecka i jego podejścia do otoczenia?

Zdecydowanie. Świat dźwięków jest dla dziecka bardzo ważny. Gdy słyszy huk, pojawia się strach. Kiedy zaś mama nuci wesołą piosenkę lub kołysankę, maluch zasypia. O muzyce można więc mówić jak o języku i sposobie komunikacji. Zawsze powtarzam, że najpiękniejsze koncerty są w lesie. Dziecko, które wchodzi z rodzicem do lasu, przysłuchuje się dźwiękom natury, śpiewom ptaków, odgłosom towarzyszącym spadaniu gałęzi, szumiącemu wiatrowi. To wszystko ważne bodźce. Dla mnie dźwięki pochodzące z przyrody są jak instrumenty. Sama czerpię z nich inspirację.

Twoje piosenki są uwielbiane przez miliony dzieci. Na początku znały je z płyt "Aida dzieciom" i "Mini Mini Kołysanek". A teraz w sprzedaży pojawiła się kolejna płyta "Zgadnij, co to jest za zwierzę". Jak to się stało, że zaczęłaś tworzyć muzykę dla małych odbiorców?

Śpiewałam dla dorosłych, ale gdy byłam w ciąży, dostałam propozycję nagrania piosenek dla dzieci. Zgodziłam się. Intuicja podpowiadała mi, że to dobry pomysł. Kilka tygodni przed przyjściem na świat drugiej córki nagrałam "Mini Mini Kołysanki". Miałam wrażenie, że dziecko było razem ze mną w tej muzyce. Słyszało drżenie głosu, czuło pracę przepony. Gdy Margo się urodziła i słuchałyśmy razem płyty, wiedziałam, że są to wibracje, które doskonale zna. Dziecko może jeszcze nie rozumieć słów, ale całym ciałem tańczy do rytmicznej muzyki. Ona potrafi wyciszyć, uwrażliwić, uspokoić.

Skąd pomysł na teksty piosenek? One uczą, mają wyjątkowy przekaz.

Chociaż jestem dorosła, a moje córki mają już 14 i 27 lat, wciąż lubię  baśniowy świat. Do głowy wciąż przychodzą mi nowe teksty. Nie jestem Polką, ale język polski mnie fascynuje. Wystarczy przestawić jedną literę, a powstanie wyraz o zupełnie odmiennym znaczeniu, np. wojna i wolna. Kiedy córka była mała, bawiłyśmy się w słowotwórstwo. Tak powstał mucholot, którym podróżuje mucha, bohaterka jednej z moich piosenek.

Wychowałam się w ZSRR. Nie znałam bajek  Brzechwy, ale Czukowskiego już tak. Jego wiersze były dla mnie jak malowane tekstem, często pojawiały się w nich zwierzęta. Uwielbiałam te bajki, co zostało mi do dziś. Dlatego teraz pokazuję dzieciom świat oczami zwierząt, w ten sposób mówiąc o wartościach i problemach współczesnego świata.

Zobacz wideo Co Małgorzata Rozenek wpakowała do kampera? Ma tam nawet podgrzewacz

Mowa tu o zanieczyszczaniu środowiska, wycinaniu lasów, krzywdzie zwierząt?

Tak, bo uważam, że trudne tematy trzeba przekazywać dzieciom w zrozumiały dla nich sposób. Dzieci mają niesamowitą wrażliwość.

To znaczy?

Mam siostrzenice w wieku sześciu i ośmiu lat. To właśnie one są teraz recenzentkami piosenek, ale wcześniej były nimi moje córki Margo i Alicja. Reakcje dzieci pokazują mi kierunek, w którym powinnam pójść. Moja siostrzenica płakała przy piosence "Eo Borneo", która mówi o wycince drzew przez zębatą piłę. Na początku nie chciała jej słuchać, bo szczerze przejmowała się losem zwierząt, które traciły dom. Dziś to jedna z jej ulubionych piosenek. Uwielbia śpiewać "żeby piła się stępiła", bo wierzy, że słowa mają moc i mogą zatrzymać wycinkę drzew.

Dbanie o przyrodę nie jest jednak jedyną kwestią, którą pokazuje pani dzieciom za pomocą zwierzęcej metafory.

Staram się też pokazywać problemy, z którymi borykają się dorośli i przekonywać, że zawsze warto być sobą. O tym mówi chociażby historia gąsienicy Honoraty, która chciała stać się motylem, czy mola zakochanego w nutce sol. Chcę uczyć empatii do drugiego człowieka oraz szacunku dla przyrody.

Czy ktoś w dzieciństwie bawił się z panią słowami?

Moja nauczycielka muzyki w przedszkolu. To była wyjątkowa kobieta o niespotykanych umiejętnościach aktorskich. Uczyła nas śpiewać na głosy, rozwijała wyobraźnię.

Z perspektywy czasu uważa pani, że jest inne podejście do macierzyństwa w Gruzji, niż w Polsce?

W każdym kraju macierzyństwo wygląda trochę inaczej. Metody wychowawcze są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Ja niektórych próbuję nie powielać. W Polsce dzieci są uczone samodzielności. Kiedy ja byłam mała, do trzeciego roku życia biegano za mną z łyżką, żeby mnie nakarmić.

Ze starszymi dziećmi też obchodzono się jak z jajkiem: "Nie biegaj, bo się przewrócisz", "Uważaj, bo się pobrudzisz". Mam wrażenie, że w Polsce dzieciom pozwala się na więcej, a ich głos się liczy. Kiedy byłam mała, dziecko, które na głos wypowiadało swoje zdanie, uznawano za niegrzeczne. Tego modelu nie chciałam powtórzyć jako mama. Moje dzieci zawsze mogą powiedzieć, co myślą, czują, z czym się nie zgadzają. Po latach córka powiedziała mi, że jest mi wdzięczna za to, że zawsze pozwalałam jej podejmować decyzje, aby uczyła się na własnych błędach i sama wyciągała wnioski.

Więcej o:
Copyright © Agora SA