Miriam Synger: Tak, bo to dla mnie ważne. W mówieniu o sobie najbardziej lubię zaczynać właśnie od tego, że jestem Żydówką. To od razu jakoś mnie określa. Zaraz potem dodaję, że jestem Polką i to patriotką. Polska to mój kraj, który lubię ze świadomością wszystkich wad, jakich niestety mu nie brakuje. I na koniec precyzuję, że jestem ortodoksyjną Żydówką. O ile bycie Żydówką czy patriotką nie wzbudza, aż takich emocji, to ta religijność sprawia, że ludzie robią wielkie oczy.
Tak. Do tego każda inność wzbudza emocje - wielkie zainteresowanie, albo natychmiastową niechęć. Ponieważ Polska nie jest pod tym względem różnorodna, to rzadko zdarza się neutralna reakcja na inność. Bycie mniejszością etniczną jest mniej zaskakujące niż bycie mniejszością religijną. To, że alfabet hebrajski pisany jest od prawej do lewej, a nie od lewej do prawej jak łaciński, rzadziej spotyka się z pytaniem "ale jak to" niż to, że nie stawiamy choinki w grudniu, czy nie obchodzimy Wielkanocy.
Wiem do czego zmierzasz...
Chcesz spytać, czy na co dzień spotykamy się z antysemityzmem. Tak, ale dużo rzadziej niż myślą obcokrajowcy. Wiele osób za granicą jest przekonanych, że Żydzi w Polsce na każdym kroku obrzucani są kamieniami. To nieprawda, to krzywdzące przekonanie. Spotykamy się jednak z antysemityzmem dużo częściej niż myśli większość Polaków. Te kamienie są w nas rzucane – dosłownie i w przenośni. Myślę jednak, że żyjemy w takim świecie, że dostać może każdy. I Żyd, i Polak przy kości, i chłopak w obcisłych spodniach i ktoś z ukraińskim akcentem. Nie czuję się tu bardziej pokrzywdzona niż wszystkie inne mniejszości.
Tak, ale cieszy mnie to. Bycie ortodoksyjną Żydówką oznacza tyle, że żyję wedle określonych reguł podyktowanych prawami żydowskiej religii. Warto dodać, że nie tylko religia narzuca na nas jakieś zasady, czy konkretny sposób bycia. Każdy z nas żyje podług jakiś odgórnych, ogólnie przyjętych schematów. Czasem nawet nad nimi się nie zastanawiamy. Do pracy w banku - w garniturze, do urzędu - bez czapki, po ślubie nazwisko męża, dla chłopca niebieski samochodzik, a dla dziewczynki różowa lalka.... Mój sposób życia też jest inny, dlatego dziwi. Świadoma tej inności jakiś czas temu założyłam profil na Instragramie, gdzie codziennie opowiadam o naszym życiu, by pokazać, że inny nie znaczy gorszy. A to, że ludzie się od siebie różnią nie musi oznaczać, że nie będzie między nimi porozumienia.
Wszystkie kobiety w mojej rodzinie były i są Żydówkami. Ale bycie Żydem nie oznacza od razu religijności. A religijność nie równa się automatycznie ortodoksji. Żydem można być na wiele sposobów. Samo słowo Żyd, które nie jest obraźliwe i nie należy się go bać, ma wiele znaczeń. Może być określeniem narodowości, pochodzenia etnicznego czy wyznawanej religii. Moja mama i babcia są świeckie, a ja jestem religijna. Kwestia indywidualnego wyboru.
Iva poznałam w Gminie Wyznaniowej Żydowskiej w Łodzi, miałam już czworo dzieci. Od roku mieszkamy w Krakowie. Ivo jest prezesem firmy wspierającej wyrabianie obcokrajowcom dokumentów, takich jak wiza pracownicza, czy karta pobytu. Pracuje również dla firm zajmujących się produkcją koszernego jedzenia, czyli takiego, które spełnia wymogi prawa żydowskiego.
Tak. Dla Żydów, zwłaszcza ortodoksyjnych żenienie się wewnątrz swojej grupy jest bardzo ważne.
Dziękuje, że nie spytałaś: "czy mąż mi pomaga w domu". Bardzo tego pytania nie lubię. Tworzymy związek, w którym każde z nas pracuje zawodowo i każde jest odpowiedzialne za naszą 7-osobową grupkę, w której jest dwoje dorosłych – mama oraz tata dla jednych i ojczym dla drugich plus piątka dzieci. I dzięki temu, że się wspieramy jakoś to życie nam płynie...
Tak, jestem po rozwodzie, co wiele osób dziwi. To zdziwienie wynika chyba z wychowania katolickiego. To żaden zarzut, katolicyzm ma wielki wpływ na myślenie Polaków. Nawet tych, którzy do kościoła nie chodzą. Judaizm dopuszcza rozwody. Na ślubie nie przysięgamy, że będziemy ze sobą do śmierci. Bo nikt z nas nie wie co będzie jutro, a co dopiero za kilka lat. Rozwiodłam się kilka lat temu i wszyłam ponownie za mąż.
Skoro żadne z nas nie wyskoczyło jeszcze przez okno to chyba nieźle. Żartuję oczywiście, ale prawda jest taka, że każdy dzień to wielkie wyzwanie, wręcz przedsięwzięcie. W naszym domu zachodzi niewiarygodnie duża ilość interakcji. Cały czas dbamy, żeby były pokojowe, pełne miłości, by każdy został usłyszany. Nawet ci, którzy jeszcze nie potrafią mówić. Staramy się przechwycić ewentualne frustracje i rozłożyć je na czynniki pierwsze, aby dostrzec każdy smutek, każdy spadek energii… Do tego trzeba koncentracji na najwyższym poziomie, przez cały czas. I to jest znacznie trudniejsze niż uporanie się ze sterą prania i nieumytych garnków. Czasem oboje z mężem jesteśmy bardziej zmęczeni psychicznie, niż fizycznie, bo w wielodzietnej rodzinie napięć jest naprawdę dużo.
Tak. Jest taka, by każdy dzień traktować jak czystą kartkę, nowy początek, kolejne szanse, by było lepiej. Wczoraj zabrakło mi czasu na czytanie książki córce. Dzisiaj się uda. Nie porozmawiałam z synem o czymś ważnym. Dzisiaj to nadrobimy. Nie zdążyłam rano poćwiczyć. Od tego zacznę kolejny dzień. I dbam o to, żeby nigdy, przenigdy nie mieć do siebie pretensji, że jestem "niewystarczająca". Za to staram się dostrzegać te fajne rzeczy, które wciąż dzieją się wokół mnie.
Troje z moich dzieci chodzi już do szkoły, do czwartej, piątej i siódmej klasy. W Łodzi uczyły się w Fundacji Demokratycznej działającej na zasadach nauczania domowego. W Krakowie też świetnie trafiliśmy, dzieci chodzą do Aktywnej Małej Szkoły. Żydowską edukację dostają w domu, popołudniami. Młodsze dzieci chodzą do żydowskiego przedszkola i żłobka. Mam więc czas na pracę zawodową. Od wielu lat pracuję dla izraelskiej organizacji – tłumaczę teksty, prowadzę ich stronę i Facebooka. Zajmuję się również edukacją żydowską - prowadzę warsztaty, wykłady, spotkania, zajęcia, piszę teksty, przygotowuję materiały edukacyjne dla dzieci i dorosłych. I od niedawna prowadzę Instagrama, choć to praca wolotnaryjna.
Oczywiście.
Każdy żydowski dom jest inny. Można zaryzykować uogólnienie, że im bardziej ortodoksyjny, tym bardziej ten podział obowiązków kieruje dziewczyny do spraw domowych, a chłopców do nauki. Ale to też się zmienia, tak jak cały świat. Dążymy do większej równości płci i judaizmu to nie omija. Wręcz przeciwnie. Rabini dostrzegają potrzeby kobiet, by poza ten dom wyjść, a i potrzeby mężczyzn, którzy chcą w sferze domowej aktywnie funkcjonować. U nas jest system dyżurów, niezależnie od płci i wieku. Codziennie, od poniedziałku do czwartku, inne dziecko pilnuje porządku. W piątek i sobotę dyżury są dwójkami. To jest czas przygotowania do szabatu, czyli wzmożone sprzątanie i gotowanie oraz sam szabat, czyli dzień, w którym odpoczywamy. Wyłączamy telefon, nie używamy samochodu, nie robimy zakupów. Za to jemy, gramy w gry planszowe, rozmawiamy i czytamy. W niedzielę dyżur mamy ja i Ivo.
Przede wszystkim nakrywanie do kolacji i sprzątanie po niej, opróżnianie zmywarki, wyrzucanie śmieci, segregowanie wysuszonego prania i czasem pomoc w podobnych czynnościach u mojej mamy, która mieszka dwa piętra wyżej. Raz w tygodniu robię zakupy przez internet, przyjeżdżają przed weekendem. To czego akurat brakuje, dokupuje mąż. On też jest odpowiedzialny za załatwiania wszystkich spraw "na mieście".
Pochodzę z Krakowa. Tutaj urodziłam pierwszą dwójkę dzieci. Potem przeprowadziłam się na cztery lata do Izraela. Tam, w Jerozolimie, na świat przyszło moje trzecie dziecko. Z ówczesnym mężem nie mieliśmy jeszcze obywatelstwa, skończyła nam się wiza turystyczna, a ja się uparłam, żeby nie wracać do Polski na czas rozwiązania i zdecydowałam się rodzić w domu. Nigdy wcześniej mi to nie przyszło do głowy. W Polsce nie spotkałam się z domowymi porodami. Szybko się okazało, że w Izraelu dzieci przychodzą na świat również w domach, że to popularna praktyka, nie brak wykwalifikowanych położnych. Ten poród wspominam najlepiej.
W czasie poprzednich słuchałam personelu, który pojawiał się i znikał. Każdy tak naprawdę miał inne zdanie na temat mojego rozwarcia, pozycji, którą powinnam przyjąć czy tego kiedy podać mi znieczulenie. I choć wszystko szło sprawnie i bez komplikacji, ja sama byłam zagubiona, zdezorientowana, a porody wspominam jako mało przyjemny, trochę przymusowy pobyt na szpitalnym oddziale. Tutaj, w domu, mogłam wsłuchać się w moje ciało, a gdy nie wiedziałam co się dzieje, położna spokojnie, nie nachalnie tłumaczyła co może mi pomóc. Coś cudownego, harmonijnego. Było to tak piękne przeżycie, że po powrocie do Polski, gdy zamieszkaliśmy w Łodzi, a ja była w czwartej ciąży zamarzyła mi się powtórka. I ten poród wspominam najgorzej.
Nie, ale położna, która miała mi towarzyszyć, utknęła na całodniowym dyżurze, a ja zostałam sama. Ani ja, ani mój ówczesny mąż nie wiedzieliśmy zupełnie co robić. Ale moje ciało wiedziało. I w którymś momencie poczułam, że rodzę. Położyłam się więc wygodnie i urodziłam. Z ostatnim dzieckiem znowu zawitałam do szpitala. Nie chciałam już ryzykować. I ten poród też był bardzo fajny. Obecny mąż krążył między szpitalem, a domem. Trochę głaskał mnie i trzymał za rękę, trochę był z dziećmi, które obudziły się nad ranem i nie wiedziały, co się dzieje. Zdążył utulić każde z nich i być przy mnie, gdy rodził się syn. A wszystko działo się podczas przepięknego wschodu słońca.
Przekonanie, że ortodoksja żydowska nie może być nowoczesna to kolejny stereotyp, który równa każdą religię z całkowitą skostniałością, wręcz fanatyzmem. Warto najpierw zastanowić się, co dokładnie oznacza dla nas nowoczesność. Dla kogo jest zarezerwowana? I czemu ktoś, kto kieruje się jakimiś wymogami religijnymi nie może być nowoczesny? Czy ja jestem nowoczesna, bo np. jestem za równouprawnieniem? Przecież człowiek został stworzony jako jedna istota, a potem rozdzielony na dwoje odrębnych, równych sobie ludzi. To tekst starszy od nas wszystkich. Znajduje się w Pięcioksięgu Mojżeszowym. Ja wiem, że karmieni jesteśmy tym, że najpierw był mężczyzna, a potem kobieta. Ale to drugi opis, dużo dalej za tym pierwszym, o którym wspomniałam. I przy okazji. Żydzi nie mówią Pan Bóg tylko Bóg, żeby nie definiować tak bardzo jego płci. Bo przecież Bóg jej nie ma. A wskazywanie na płeć męską tylko pogłębia patriarchat.
Zarówno "Unortodox" jak i "Shtisel" są godne polecenia. Zwłaszcza "Shtisel", który pięknie pokazuje ortodoksyjną społeczność w Jerozolimie. Szalenie jednak ważne jest, by pamiętać, że to obraz tylko części społeczności żydowskiej. W wypadku „Unortodox" ta grupka jest na prawdę mała. Żydzi niesamowicie różnią się między sobą i nie można wrzucać ich do jednego worka. Dlatego też prowadzę konto na Instragamie. I czasem wole pytanie "ale jak to u was jest", niż "ale czemu w serialu było tak, a ty robisz inaczej". Niezmiennie staram się tłumaczyć, że to, że jedna Żydówka nosi perukę nie znaczy, że inna nie może założyć chusty, a jeszcze inna ma całkiem odkrytą głowę. I one wszystkie są ortodoksyjne.