"Proszę uspokoić syna". Podróżowanie z dzieckiem to dla niektórych koszmar

Podróż z dzieckiem może się zmienić w prawdziwy koszmar. Sporo zależy od postawy rodziców, jednak nawet mimo najlepszych chęci nie są czasem w stanie zapanować nad pociechą. Rodzice dzielą się swoimi historiami, ekspertka komentuje - "Łatwo opisać trudne sytuacje, trudniej sobie z nimi poradzić".

Wraz z początkiem wakacji, jak bumerang wraca temat zachowania dzieci w miejscach publicznych. Rodzice zabierają swoje pociechy na drugi koniec świata, do restauracji, spędzają z nimi dużo czasu w miejscach publicznych. Niektórzy zdają się zapominać, że maluchy też obowiązują określone zasady i pozwalają im na wszystko. Inni z kolei zupełnie sobie z nimi nie radzą. Z drugiej strony są i tacy, którym małe dzieci przeszkadzają na każdym kroku - za głośno mówią, wciąż płaczą, niepotrzebnie biegają, bawią się zabawkami wydającymi irytujące dźwięki. Na jak dużo możemy pozwolić naszym dzieciom, żeby jednocześnie nie uprzykrzać życia innym? Kiedy powinniśmy reagować, a kiedy możemy na pewne sprawy przymknąć oko? Mamy dzielą się swoimi historiami, ekspertka od savoir-vivre komentuje. 

Miejsca publiczne są dla wszystkich

Zwykle bywa tak - i w tym przypadku nie jest inaczej - że racja znajduje się pośrodku. Z jednej strony, rodzice małych dzieci powinni pilnować, żeby ich pociechy nie przeszkadzały innym pasażerom w podróży, gościom w restauracji, czy hotelu. Z drugiej strony, inni powinni wziąć poprawkę na to, że dzieci są jednak tylko dziećmi, nie zawsze są w stanie zachowywać się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, nie potrafią jeszcze panować nad emocjami, zachowywać ciszę i ich obecność może być z tego powodu uciążliwa. I to niezależnie od starań ich rodziców. W takich chwilach warto sięgnąć pamięcią do czasów, gdy sami byliśmy dziećmi lub gdy nasze dzieci były małe. Warto przypomnieć sobie, jak bardzo zmienia się punkt widzenia w zależności od sytuacji, w której aktualnie jesteśmy. Kultura osobista, której wymagamy od innych w codziennych sytuacjach, obejmuje też empatię i wzajemne zrozumienie.

Rodzice powinni reagować

- Jechałam z mężem na weekend do Krakowa pociągiem. Podróż nie trwała długo, jednak od samego początku, mały pasażer siedzący za mną kopał moje siedzenie - mówi Magda (36 lat). - Też mam dzieci więc rozumiem, że takie maluszki mają we krwi kopanie siedzeń - w tramwaju, autobusie, pociągu, samolocie - wszędzie. Zawsze pilnowałam swoich, żeby tego nie robiły. Odwróciłam się do dziecka i przyjacielsko zagadałam, prosząc, żeby nie kopało siedzenia. Siedząca obok mama ledwie oderwała wzrok od telefonu. Dziecko wciąż kopało. W końcu stało się to już nie do zniesienia, wiec tym razem poprosiłam mamę, żeby coś z tym zrobiła. Bez przekonania zwróciła uwagę dziecku, jednak to nic nie dało. Dobrze, że podróż nie trwała dłużej - stwierdziła Magda.

Od 15 sierpnia 2024 roku obowiązuje tzw. lex Kamilek, nowe prawo, które ma wzmacniać ochronę dzieci przed przemocą. Na przykład na hotele nakłada obowiązek sprawdzania pokrewieństwa z dzieckiem
Od 15 sierpnia 2024 roku obowiązuje tzw. lex Kamilek, nowe prawo, które ma wzmacniać ochronę dzieci przed przemocą. Na przykład na hotele nakłada obowiązek sprawdzania pokrewieństwa z dzieckiem Shutterstock/Gorlov-KV

W takiej sytuacji dla większości osób oczywiste jest, że mama powinna dopilnować, żeby jej dziecko nie uprzykrzało podróży innym pasażerom. Powinna odłożyć telefon i zająć się maluchem - zaproponować czytanie książki rysowanie, wyciągnąć zabraną z domu grę planszową. W sytuacji, gdy rodzic nie reaguje, pasażerowie są sfrustrowani i stają się mniej wyrozumiali. - Z jednej strony rodzic lub opiekun powinni zrobić wszystko, żeby zapewnić spokój podczas podróży z dzieckiem lub dziećmi. Z drugiej jednak – bywają sytuacje, w których wypadałoby, żeby współpasażerowie okazali nieco zrozumienia. Nie można na wszystkie okoliczności stosować nakładki myślowej "w moich czasach" - mówi nam Irena Kamińska-Radomska, ekspert w dziedzinie etykiety biznesu, wystąpień publicznych i protokołu dyplomatycznego.

Niesforny pasażer, niesforni rodzice

- To był długi lot - trwał aż 12 godzin - wspomina Karolina (33 lata). - Przed nami siedzieli rodzice z małą dziewczynką, na oko 5-letnią. Na początku dziecko siedziało spokojnie, bo dostało tablet i oglądało bajki. Po jakimś czasie oglądanie się jej znudziło, więc rodzice wyciągnęli zabawki. Nie byłoby w tym nic irytującego, gdyby nie fakt, że były to jakieś interaktywne zabawki z głośnymi melodyjkami, wyliczankami i wierszykami. Po kwadransie nie dało się już tego słuchać. Nie należę do asertywnych osób, nie miałam więc śmiałości, żeby zwrócić rodzicom uwagę, więc znosiłam tę torturę w milczeniu. A rodzice, widocznie przyzwyczajeni do takich odgłosów - drzemali lub ze słuchawkami w uszach oglądali film na tablecie. Nigdy nie zabrałabym swoich dzieci w tym wieku w tak daleką podróż - dodaje Karolina. 

Długi lot z kilkuletnim dzieckiem to spore wyzwanie dla rodziców. Niektóre maluchy dobrze znoszą takie podróże, ich rodzice są dobrze zorganizowani i przygotowani (mają przekąski, angażujące zabawki, aktywnie zajmują się dzieckiem), inne roznosi energia zaraz po starcie i nie są w stanie wysiedzieć na swoim miejscu nawet minuty. Wtedy od ich rodziców zależy to, jak przebiegnie podróż pozostałym pasażerom. - Radzę nie udostępniać dziecku za żadną cenę urządzeń elektronicznych w najmłodszym wieku, ponieważ szybko to prowadzi do przekraczania limitów wyznaczanych przez psychologów, a to z kolei jest przyczyną szeregu poważnych problemów. W efekcie podróż staje się istnym koszmarem - twierdzi Irena Kamińska-Radomska.

Planując długą podróż z dzieckiem warto więc do bagażu podręcznego wrzucić zabawki, które nie będą przeszkadzać współpasażerom. Można pomyśleć o czymś nowym, co na dłużej zajmie dziecko. Proste gry planszowe, książeczki do czytania i z zadaniami, kredki, klocki etc. powinny na jakiś czas uprzyjemnić dziecku podróż. Jeśli dajemy mu tableta - koniecznie ze słuchawkami. Dźwięki bajki dla osoby, która jej nie ogląda, mogą być nie do zniesienia.

Histeria nie do opanowania

- Lot na Sri Lankę (na szczęście w przeciwieństwie do pobytu tam) wspominam nienajlepiej - mówi Tomek (40 lat). - Wszystko z powodu pewnego kilkuletniego chłopca, który siedział dwa rzędy przede mną. Po trzech godzinach od startu dziecko było już znudzone i zmęczone, zaczęło głośno marudzić. Rodzice robili wszystko, żeby go uspokoić - rozmawiali z nim, wymyślali proste zabawy, zachęcali do oglądania bajek na telefonie, jednak to nic nie dawało. Ewidentnie śpiący maluch nie mógł usnąć. W końcu zaczęła się regularna histeria podsycana krzykami innych pasażerów "Proszę uspokoić syna!". Rodzice byli zdenerwowani i zrozpaczeni. Robili wszystko, żeby uspokoić i uciszyć swoją pociechę. Stewardessa starała się pomóc, ale była bezradna. Chłopiec wył wniebogłosy prawie dwie godziny, w końcu usnął zmęczony. Odetchnęliśmy z ulgą. Było mi szkoda rodziców, którzy nie mogli sobie poradzić z dzieckiem, samego malca, ale i innych pasażerów - dodaje Tomek. - Po co oni w ogóle zabierali tak małe dziecko na koniec świata? I tak nic nie zapamięta. Może poza koszmarem podróży - zastanawia się. 

Nawet najspokojniejsze dziecko może źle znosić długą podróż.
Nawet najspokojniejsze dziecko może źle znosić długą podróż. Shutterstock/NicoElNino

- Mogąc sobie pozwolić na egzotyczne wyprawy, rodzice nie rezygnują z nich z powodu małego dziecka, nad którym czasem nie są w stanie zapanować. A dziecko doskonale wie, kiedy zrobić histerię z jakiegoś błahego powodu. Jakby miało wszczepiony czujnik, który daje mu znać, w jakich okolicznościach rodzicom najbardziej zależy na spokoju. Dziecko też wie, w jak żałosne uderzyć tony - mówi Irena Kamińska-Radomska. Niektórzy rodzice powinni po prostu zrezygnować z dalszych wyjazdów do czasu, aż ich pociechy trochę podrosną i będą rozumiały sytuację, w której się znajdują. W przeciwnym razie, zamiast wspomnień z miłego wypoczynku zafundujemy sobie i dziecku koszmarne przeżycia z podróży. - Odetchnąć od codzienności w czasie urlopu można w wielu miejscach bliskich zamieszkania, do których trzeba dojechać własnym transportem albo pociągiem, pod warunkiem jednak, że podróż będzie krótka - dodaje Irena Kamińska-Radomska. 

Każdemu może się zdarzyć

Histeria dziecka na pokładzie samolotu to częsty widok. Dzieci są zmęczone, znudzone, rozdrażnione, często najadły się słodyczy, które rodzice podtykają im bez opamiętania, żeby czymś je zająć. - Wtedy nawet dobrze wychowane, spokojne dziecko może zrobić w samolocie cyrk. W takiej sytuacji rodzice powinni przeprosić współpasażerów, a ci – uzbroić się w cierpliwość i wykazać zrozumienie. Wtedy żadne dobre rady pana Henryka ani pani Kazimiery siedzącej obok na nic się nie zdadzą. A tak poza tym nie ma idealnego modelu wychowania, bo każde dziecko jest inne i każda sytuacja rodzinna jest też inna - mówi Irena Kamińska-Radomska. Łatwo opisać trudne sytuacje, trudniej sobie z nimi poradzić - dodaje.  

Więcej o: