Według analiz badań wykonanych podczas pierwszej fali pandemii koronawirusa z udziałem niemal 2,5 tysiąca dzieci, ponad jedna trzecia najmłodszych przechodzi zakażenie bezobjawowo. Tym trudniej zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa wśród uczniów i pracowników placówek edukacyjnych. Dowodem na to są Niemcy.
Instytut Roberta Kocha poinformował, że wzrasta liczba ognisk zakażeń koronawirusem w niemieckich placówkach oświatowych. Szef RKI zauważa, że być może ma to związek z rozprzestrzenianiem się bardziej zakaźnej brytyjskiej mutacji koronawirusa. Jak podała rzeczniczka RKI, zaledwie w drugiej połowie lutego w placówkach edukacyjnych odnotowano 87 ognisk zakażeń. Należy pamiętać, że jedno ognisko infekcji COVID-19 wiąże się z większą liczbą zakażonych osób.
22 lutego uczniowie w wielu krajach związkowych w Niemczech wrócili do szkół podstawowych i ośrodków opieki dziennej. W tym samym czasie zwiększono też liczbę przeprowadzonych testów na koronawirusa. Szef RKI Lothar Wieler twierdzi, że nie jest to "sztuczny wzrost liczby infekcji", a ma on związek z pojawieniem się ognisk zakażeń koronawirusem w szkołach i żłobkach. Jak informuje Deutsche Welle, w połowie lutego wskaźnik siedmiodniowej średniej liczby nowych infekcji na 100 tys. mieszkańców spadł wśród dzieci od 0 do 4 lat do około 35. Dane przedstawione przez RKI z 9 lutego pokazują, że po otwarciu szkół wzrósł do 60.
Mimo wzrostu jest to nadal najniższa wartość wśród grup wiekowych do 19 lat
- informuje Deutsche Welle.
Wieler twierdzi, że z punktu widzenia kontroli zakażeń szkoły i przedszkola powinny zostać zamknięte. Jak podkreśla, byłby to "dobry sposób" na walkę z epidemią. Inne scenariusze natomiast przewidują wprowadzenie inteligentnych i przejrzystych koncepcji dotyczących testów, masek i prowadzenia zajęć w reżimie sanitarnym.
Nie ochroni to w 100 procentach, ale w dużym stopniu można zapobiec rozprzestrzenianiu się infekcji
- twierdzi szef Instytutu Roberta Kocha.