Zamieszkałam w Portugalii, bo stąd pochodzi mój mąż Ricardo. Poznaliśmy się w 2007 roku na wakacyjnej wymianie studenckiej w Warszawie. Obydwoje studiowaliśmy farmację. I tak się zaczął wakacyjny romans, który trwa do dziś. Przez dwa lata lataliśmy do siebie co dwa miesiące i spędzaliśmy razem wakacje. No i oczywiście rozmawialiśmy codziennie przez Skype. Kiedy skończyliśmy studia, zdecydowaliśmy się zamieszkać razem. Po poznaniu Ricardo zaczęłam uczyć się portugalskiego, dlatego wybór padł na kraj męża. Mieszkamy w bardzo pięknym miejscu na północy Portugalii - São João da Madeira. Nie mylić z wyspą Maderą. Do Porto jest od nas 30 km, a na najbliższą plażę 20 minut samochodem.
Tak, ale my pobraliśmy się w Polsce i uważam, że to było wesele roku, choć tego samego dnia brali ślub Lewandowscy. Portugalscy goście byli zachwyceni imprezą i balowali do szóstej rano. Była to najkrótsza noc w roku, a warszawskie ulice były pełne ludzi.
Tak, Leonardo tu właśnie się urodził. Poród był indukowany ze względu na cukrzycę ciążową i odbył się w publicznym szpitalu. Mały urodził się przez cesarskie cięcie, bo akcja porodowa nie postępowała zbyt dobrze. Cały czas miałam bardzo dobrą opiekę i pomagano mi we wszystkim. Spędziłam w szpitalu siedem dni ze względu na żółtaczkę synka. Po powrocie do domu miałam wizytę mojej pani doktor rodzinnej i pielęgniarki, które przyszły sprawdzić, czy wszystko u nas w porządku.
Raczej naturalnie, choć cesarskie cięcie jest dość popularne w sektorze prywatnym. Większość ludzi ma dodatkowe prywatne ubezpieczenie, wiec dostęp do prywatnej służby zdrowia nie jest czymś wyjątkowym. Tu kobiety decydują się na takie rozwiązanie, może wtedy, kiedy to jest kolejne dziecko i wiedzą, co je czeka, albo może obawiają się porodu naturalnego. Nie chcę generalizować, każdy przypadek jest inny. Ale dużo dzieci znajomych i z rodziny urodziło się w sposób naturalny.
Ciąża w Portugalii jest prowadzona przez lekarza rodzinnego i tylko specyficzne badania, jak USG, odbywają się w szpitalu (są trzy w ciągu całej ciąży). Jest oczywiście sektor prywatny, ale szczerze mówiąc w tym aspekcie publiczna służba zdrowia działa świetnie. Bardzo chciałam karmić piersią i się udało. Rozkręciłam laktację bardzo szybko, miałam ogromne wsparcie pielęgniarek w szpitalu. Moja droga mleczna trwała prawie cztery lata. Lekarz rodzinny i pediatra zawsze mnie wspierali. Po porodzie byłam w przychodni co tydzień, żeby sprawdzić, czy junior dobrze przybiera na wadze. Myślę, że mamy tutaj nie karmią tak długo jak ja, bo bardzo szybko wracają do pracy.
Nie do końca. Mój synek Leonardo niebawem kończy cztery lata i chodzi do przedszkola. Poszedł do żłobka w wieku dwóch i pół roku, choć standardem tutaj jest oddawanie dziecka do placówki, kiedy ma pięć miesięcy. Tyle trwa urlop macierzyński w Portugalii i jeśli rodzice nie mają z kim zostawić dziecka po tym czasie, zazwyczaj idzie właśnie do żłobka.
Tak. Rodzice małych dzieci często z każdym problemem zwracają się najpierw do farmaceuty. W Portugalii farmaceuci cieszą się dużym zaufaniem i pomagają na wielu płaszczyznach. Kiedy istnieje potrzeba, radzą, aby udać się do lekarza rodzinnego lub szpitala. Mają dużą wiedzę na temat pielęgnacji dziecka i karmienia. W tej chwili pracuję przy ogromnym projekcie związanym ze szczepionką na COVID-19 w międzynarodowej firmie farmaceutycznej. Szkolę się na Medical Information Specialist, tzn. będę udzielać informacji medycznej o szczepionce przeciwko COVID-19, zarówno pacjentom, jak i pracownikom służby zdrowia. Nowe wyzwanie i bardzo się z tego cieszę. Wcześniej pracowałam w aptece.
Tak. Chyba najbardziej to, że do szpitala każą ci zabrać gruby dziergany sweterek. Mało to praktyczne, a tak mi kazali ubrać juniora przy wyjściu ze szpitala, co było w marcu. W Portugalii do pielęgnacji pępka używają 70 proc. alkoholu, a nie octeniseptu. Poza tym rozszerzanie diety zaczyna się tu bardzo wcześnie. Pamiętam, że byłam zdziwiona, że czteromiesięczny niemowlak miał zalecenie jedzenia zupek. Pomarańcze podaje się tu dzieciom jeszcze przed pierwszymi urodzinami, bo jest to owoc naturalnie tu występujący. Tak jak jabłka w Polsce.