Polska mama z Turcji: Błagałam o cesarkę, drąc się na położną, że mnie nie słucha

Alicja mieszka w Turcji od ośmiu lat. Kiedy pierwszy raz wyjechała tam w wieku 17 lat, już wiedziała, że to miejsce, do którego przeprowadzi się na stałe. Tak też zrobiła. W Turcji się zakochała, wyszła za mąż i urodziła swojego synka.

Ewa Rąbek: Jak trafiłaś do Turcji? 

Alicja Can: Moja miłość do Turcji narodziła się w wakacje w Alanyi w 2010 roku. Urzekła mnie kultura, swoboda, jaka tutaj panuje, i ludzie, ich bezinteresowność. No i oczywiście faceci. Mężczyźni tu potrafią prawić kobietom komplementy... Co tu dużo mówić - jako siedemnastolatka dostałam bzika na ich punkcie. Teraz, jak sobie o tym przypomnę, to sama się z siebie śmieję. Wtedy postanowiłam, że w wakacje będę dorabiała, pracując jako animator w tureckich hotelach. Skończyłam kilka kursów na animatora czasu wolnego i tak w drugiej klasie liceum wyjechałam na swój pierwszy sezon do Marmaris, potem była Alanya, Erzurum i Side. Z każdym kolejnym pobytem moja fascynacja tym krajem przybierała na sile. W 2013 roku wyjechałam do pracy w Side z zamiarem zamieszkania tutaj na stałe. Tego właśnie roku poznałam swojego męża. Mieszkam w Turcji już osiem lat.

Siedemnastolatka sama w Turcji? Co na to twoja mama?

Mama oczywiście się o mnie bała, ale wiedziała, że niezależnie od tego, co powie, zrobię po swojemu. Teraz obie wiemy, że podjęłam słuszną decyzję i nigdy jej nie żałowałam. 

Rodziłaś w Turcji? Wiele Polek mieszkających za granicą na czas porodu wraca do kraju...

Ja zdecydowałam się rodzić tu. Wybrałam prywatny szpital i byłam bardzo z tej decyzji zadowolona. Wiadomo - było ciężko. Choć od początku upierałam się, że chcę rodzić naturalnie, bez znieczulenia, to w połowie porodu błagałam o cesarkę, drąc się na położną, że mnie nie słucha, tylko się na mnie głupio patrzy. Na szczęście poszło szybko. Skurcze pojawiły się rano, chwilę po godzinie ósmej, a Emir przyszedł na świat o 15.40.

Co oznacza imię twojego synka?

Emir znaczy rozkaz, dowódca, ten, który stoi na czele państwa.

A jak wspominasz swoją ciążę i poród? 

Moja ciąża, ze względu na małowodzie, była pod koniec zagrożona i miałam rodzić przez cięcie cesarskie, jeśli ilość wód płodowych nagle by się zmniejszyła. Co dwa dni lekarz mnie badał, miałam robione KTG itd. Ale ja wiedziałam, że urodzę naturalnie. Tak też się stało. 

Po porodzie byłam w szpitalu przez dwa dni. Dostałam wodę z cukrem na rozkręcenie laktacji - taki zwyczaj w Turcji. Miałam do dyspozycji jednoosobową salę z łazienką i rozkładanym fotelem do spania dla męża. Tutaj nie ma sal kilkuosobowych dla kobiet po porodzie. W szpitalach prywatnych zawsze są w jedynkach i zawsze z łazienką, w publicznych, jeśli się nie mylę, są maksymalnie dwuosobowe sale. Jedzenie w szpitalach w niczym nie przypomina tego w Polsce - kanapka, pasztet i malusi kawałek masła. Tu dostaje się normalne, treściwe i do tego jeszcze smaczne posiłki. Mój mąż też dostawał jedzenie. 

 

Jak wyglądają w Turcji pierwsze dni po narodzinach dziecka?

W Turcji normą jest przystrajanie sali, w której mama leży po porodzie z dzieckiem. Pojawia się masa balonów, sztucznych kwiatów i tiulu. Na ścianach wiesza się zrobione przez babcie albo kupione specjalne ozdoby z imieniem bobasa, coś w stylu makram. Pojawiają się przekąski dla odwiedzających, nie brakuje także dla nich drobnych upominków z imieniem dziecka - świeczek, pudełeczek, breloczków. Odbywa się wówczas takie baby shower, tylko po narodzinach dziecka. Przychodzą kuzyni, przyjaciele, znajomi z pracy itp. Nieprzyjście do nowo narodzonego dziecka jest obrazą dla rodziny. Mnie się zawsze to kojarzy ze sceną z "Króla Lwa". Gdy urodził się Simba, cała sawanna przyszła go zobaczyć. Warto także wspomnieć o sesji zdjęciowej, która odbywa się dwa dni po porodzie. Turczynki ubierają się w koronkowy i fikuśny strój, podobnie stroją dziecko. Im więcej przepychu, tym lepiej. Zostało im to jeszcze z czasów osmańskich. Ja na szczęście nie miałam takich atrakcji po porodzie. Wszystko dzięki koronawirusowi, bo w szpitalu był zakaz odwiedzin. Był ze mną tylko mąż. 

 

A jak wygląda połóg?

Nasłuchałam się o niezliczonych rzeczach, których nie wolno robić świeżo upieczonej mamie. Najbardziej bawiło mnie to, że nie powinnam chodzić bez skarpetek, bo mleko mi zmarznie i mały będzie miał kolki. A rodziłam pod koniec lipca, gdy temperatura na zewnątrz przekraczała 40 stopni Celsjusza. W Turcji wierzy się, że przez 40 pierwszych dni życia dziecko jest pod opieką aniołów, więc nie wolno go pokazywać nikomu obcemu ani wychodzić z nim na dwór, żeby uchronić przed Nazarem, czyli złym spojrzeniem. Po tym czasie odprawia się tu obrzęd nazywany "pożegnanie 40 dni". Dziecko jest wtedy kąpane w wodzie, do której wkłada się 40 kamieni przyniesionych przez najstarszą osobę z rodziny. Dodatkowo do wody dodaje się: sól (żeby dziecko było czyste jak matka), cukier (żeby mądrze mówiło), mąkę (żeby długo żyło), obrączki rodziców (żeby było przywiązane do rodziny), klucze (żeby mogło otworzyć wszystkie drzwi) i symbol religijny. Każda rodzina dodaje jeszcze coś od siebie np. płatki róż, misia z dzieciństwa, kosmetyki itp. Następnie odmawia się modlitwę za dziecko i w tej samej wodzie kąpie się świeżo upieczona mama. Po tym wszystkim odwiedza się trzy rodziny. My zrobiliśmy tylko zdjęcie małego, nawet nie wykąpaliśmy go w tej wodzie. Ten cały obrzęd nie ma wymiaru religijnego, to po prostu taki zwyczaj. Dziś to głównie pretekst do zrobienia zdjęć i pochwalenia się nimi na Instagramie. 

 

Jak wygląda w Turcji urlop macierzyński?

Trwa od 37. tygodnia ciąży do czasu skończenia przez dziecko czterech miesięcy. Jeśli kobieta ma zaległy urlop i skorzysta ze zwolnienia lekarskiego, to może zostać z dzieckiem w domu do szóstego miesiąca. Gdy wraca do pracy, ma w ciągu dnia dwie godziny wolnego na karmienie dziecka. Emir ma siedem miesięcy, planuję zostać z nim, aż skończy dwa lata, później pójdzie do prywatnego żłobka. W Turcji do państwowego przedszkola dziecko może pójść dopiero po czwartych urodzinach. Taki mam plan, ale zobaczymy, co życie przyniesie. Uważam, że mój czas też jest bardzo ważny i nie jestem w stanie być z nim ciągle w domu.

Czy po ośmiu latach w Turcji jest jeszcze coś, co cię tu zaskakuje w ludziach?

Jest w Turkach wiele rzeczy, które doprowadzają mnie do szału i trudno jest mi zrozumieć pewne ich zachowania. Z biegiem lat nauczyłam się bardziej z tego śmiać, niż się tym przejmować, ale w dalszym ciągu są sytuacje, które zwalają mnie z nóg. Turcy to otwarci ludzie, ale przy okazji są bardzo wścibscy. Lubią wszystko wiedzieć i uwielbiają plotki. Normą jest, że poznana na przystanku osoba wypyta o stan cywilny, dzieci, miejsce zamieszkania itp. Pracując z Turkami w hotelu, czy w biurze podróży, przekonałam się, że lubią robić wszystko na ostatnią chwilę, zawsze mają jeszcze czas. A jak przychodzi deadline, to wkurzeni na cały świat robią wszystko na pół gwizdka.

Zobacz wideo 10 rzeczy, o których warto pamiętać w ciąży - dla własnego samopoczucia i zdrowia dziecka
Więcej o:
Copyright © Agora SA